Ukraina

„W ciemności jaśni ludzie są wyraźnie widoczni”. Jak katolicy pomagają uchodźcom w Winnicy

Ви також можете прочитати цю статтю українською мовою

14 marca 2022, 17:35 1287

Wojna, którą reżim putinowski rozwiązał przeciw Ukrainie,  zmusiła setki tysięcy ludzi pozostawić  swoje domy, by uratować siebie i swoje dzieci. Tak było we wszystkich wojnach, a tym bardziej w obecnej, kiedy najeźdźcy moskiewscy bombardują i ostrzeliwują dzielnice mieszkalne, celowo niszcząc cywilów.

Winnica stała się jednym z miejsc, do których przyjeżdżają przesiedleńcy – albo po to, by znaleźć tu schronienie, albo odpocząć przed dalszą drogą. Uchodźców teraz wszędzie ciepło się przyjmuje i pomaga się im z całego serca. Katolicy miasta nad Bugiem nie stali na uboczu.

Zaczęliśmy przyjmować uchodźców trzeciego dnia wojny, kiedy ludzie zaczęli opuszczać miasta, gdzie toczyły się gorące walki, – powiedział proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Winnicy, ks. Pawło Kalinowski.

Większość ludzi przyjechała z Charkowa. Przygotowaliśmy pokóje w domu parafialnym, w których mogli spędzić noc. Jak ludzie nas znaleźli? Niektórych skłonili ich księża, inni dowiedzieli się o nas od krewnych lub znajomych parafian. Zazwyczaj zapewnialiśmy nocleg, obiad, śniadanie, jedzenie w drogę; potem oni ruszali dalej. Niektórym pomagano z pieniędzmi. Oczywiście komunikacja z nimi i ciepła rozmowa również były pomocne. Niektórzy zostawali kilka dni: głównie po to, by poczekać na swoich bliskich i kontynuować podróż wspólnie. Kiedy nie mogliśmy fizycznie przyjąć tych, którzy do nas zwracali się, szukaliśmy dla nich noclegu gdzie indziej. Na przykład,  jedna rodzina przez długi czas była w drodze, a mężczyzna, prowadzący samochód czuł, że nie ma siły aby dotrzeć do Winnicy. Umówiliśmy się z proboszczem parafii w Niemyrowie — zabrano ich tam na noc. Ogólnie koło stu osób znalazło u nas tymczasowe schronienie od początku wojny, – opowiada.

Parafianie winniccy angażują się w pomoc uchodźcom, a także w inne akcje charytatywne; ale większość tej działalności została podjęta przez siostry od aniołów. To one przygotowują żywność dla uchodźców, zmieniają pościele i tak dalej. Siostra Iryna Maszczycka CSA dwukrotnie jeździła do Polski, skąd przywoziła pomoc humanitarną. – Ona taka jest, nie będzie siedziała bezczynnie. W czasie wydarzeń na Majdanie była w Kijowie, pomagając w kościele św. Aleksandra. Teraz jeździ do Polski. Tam w Polsce "pożyczono" jej busa, żeby mogła przewozić tych, którzy chcą się ewakuować. A stamtąd przywozi wszystko, czego potrzeba: rzeczy, leki. Zarówno to, co jest zamówione z góry, jak i to, co po prostu przynoszą polscy przyjaciele, – mówi ojciec s. Iryny pan Mykoła (na zdjęciu).

 

 

Kiedy pan Mykoła o tym opowiadał,  s. Iryna była w drodze — po raz trzeci jechała do Polski z uchodźcami. Natomiast pan Mykoła wraz z jego żona, panią Walentyną (na zdjęciu poniżej), sortowali przywiezioną wcześniej pomoc humanitarną.

 

 

Inna siostra, Wiktoria Andruszczyszyna, w tym czasie wyjeżdża na dworzec kolejowy. Wita nowo przybyłych i zabiera ich do parafii. Kilka dni temu s. Wiktoria znalazła na stacji cztery rodziny z ośmiorgiem dzieci z okolic Kijowa, które nie miały dokąd pójść ani do kogo się zwrócić.

W nocy przyjmujemy uchodźców; w ciągu dnia dostarczamy innym to, co jest potrzebne: dla innych ośrodki przyjmujących uchodźców; dla chłopaków z obrony terytorialnej, dla wojskowych. Kontaktują się z nami centra wolontariatu, a jeśli mamy to, o co nas proszą, od razu wieziemy dotąd. Na przykład, wczoraj bus z ubraniami został wysłany do Turbowa (wieś 26 km od Winnicy — red.). Jeśli nie mamy, zwracamy się do innych parafii lub ośrodków wolontariatu. Nie ma czasu na siedzenie w miejscu, – kontynuuję o. Pawło.

Ledwo co skończyłem rozmowę z ks. Pawłem, do niego zadzwonił telefon. To mieszkańcy  miasteczka Piszczanka pytają, czy jest możliwość wyjazdu do Polski. Na pytanie ks. Pawła, któ podał im jego numer, odpowiedzieli, że ktoś…. z Izraela. Jak to się mówi: nic dodać, nic ująć.

 

 

Pomocy ewakuującym się z niebezpiecznych terenów udziela  także parafia Matki Bożej Anielskiej. W tym celu urządzono wszystkie odpowiednie pomieszczenia klasztoru kapucynów. Jako pierwsze w tych pomieszczeniach nocowały rodziny z jednego miasteczka na winniczyźnie — tutaj czuły się bezpieczniej niż w swoich domach w pobliżu obiektu wojskowego. A potem przyjeżdżali ludzie z Kijowa, Charkowa, Sum, Połtawy. Podobnie jak w parafii Miłosierdzia Bożego, głównie mieli kolację, brali prysznic, nocowali, jedli śniadanie i jechali dalej. Obecnie w klasztorze przebywa kilka rodzin z Charkowa i Sum. Pracownicy parafii przygotowują dla nich jedzenie; pomagają także wolontariusze parafialni. Co więcej, jedzenie dla uchodźców nie jest przygotowywane osobno: jedzą to, co sami bracia kapucyni. A czego brakowało dla noclegu — materace, pościel itp. — częściowo zapewnili parafianie.

Nam bardzo pomogła rodzina Siczkorizów. To są nasi byli parafianie, którzy teraz mieszkają w Polsce. Pierwszego dnia wojny zorganizowali zbiórkę pieniędzy dla mieszkańców Winnicy, do której włączyło się wielu Polaków.  Było też wiele rzeczy potrzebnych uchodźcom do nocowania. A poza uchodźcami nocują tu także polscy wolontariusze, którzy wyjeżdżają w „gorące miejsca” ewakuować kobiety, dzieci i osoby starsze, – mówi proboszcz br. Jarosław Fedirczuk OFMCap.

 

 

Otrzymaliśmy również leki, które przekazaliśmy do szpitala wojskowego, – dodaje.

Jeśli chodzi o liczbę tych, którzy znaleźli schronienie w murach klasztoru kapucynów, o.Jarosław mówi, że trudno policzyć. . Czasem przyjeżdża grupa z  20 osób, czasem 10-12. Nie liczyli.

Kilka dni temu nasi krewni spędzili tu noc i powiedzieli nam, do kogo mamy się zwrócić w Winnicy, – powiedziała pani Kateryna, mieszkanka Sum, która zatrzymała się w Winnicy w drodze do Kołomyi.

Początkowo myśleliśmy, że ta wojna nie potrwa długo, myśleliśmy, że doczekamy się aż się skończy w naszym domu. Ale kiedy 7 marca tuż nad dachem naszego domu rosyjski samolot zrzucił bombę, która spadła na pobliską ulicę, postanowiliśmy wyprowadzić się. Tu powitano nas bardzo serdecznie, bez przesady —  rodzinnie. Jak w Kremenczuku, gdzie zatrzymaliśmy się dzień wcześniej. W ciemności wyraźnie widać jasne osoby. Ciepło i troska, które otrzymujemy, wzmacnia wiarę, — dodała kobieta.

Bracia kapucyni przyjęli nas bardzo dobrze i chcę im bardzo podziękować. Z zawodu jestem budowniczym, więc pomagam przy różnych pracach w klasztorze. Moja żona i syn, z którymi przyjechałem do Winnicy, są już w Polsce i dziś wyjeżdżają do Belgii. Zostaję tutaj. Dalej — przyjrzę się sytuacji. Jestem oficerem rezerwy, ale w Charkowie nie zostałem przyjęty do obrony terytorialnej: w momencie mojego zgłoszenia zabierano tylko tych, którzy mieli doświadczenie bojowe. Jeśli będzie wymagać sytuacja, udam się tutaj do obrony terytorialnej. Albo wrócę do Charkowa, – mówi Ołeksandr z Charkowa.

 

 

W pierwszych dniach wojny, kiedy w nocy włączano sygnał alarmu powietrznego, ludzie z sąsiednich bloków nocowali w podziemiach naszego kościoła, czuli się bezpieczniej niż we własnych mieszkaniach na wyższych piętrach. Poprosiliśmy również naszych parafian, aby w razie potrzeby przyjmowali uchodźców w swoich domach. I wielu zgłosiło się. Niektórzy przyjmowali przesiedleńców wewnętrznych. Generalnie współpracujemy z Caritas w zakresie opieki nad uchodźcami. Jeśli ktoś do nas przyjdzie, kierujemy go do Caritas. Jeśli nie można ich tam umieścić, zawsze jesteśmy gotowi ich przyjąć, – mówi proboszcz parafii Ducha Świętego ks. Witalij Kaszczuk.

Winniccy katolicy pomagają uchodźcom nie tylko, że tak powiem, na szczeblu parafialnym. W końcu jest wiele rodzin, które same przyjmują je w swoich domach. Na przykład para Eugenij i Nadija Hrumińscy z pierwszej wspólnoty neokatechumenalnej parafii Matki Bożej Anielskiej.

Na początku podchodzili do nas „znajomi przez znajomych”; następnie umieściliśmy nasz numer telefonu na specjalnej stronie internetowej przeznaczonej do informowania uchodźców przybywających do naszego miasta. Kilka dni temu zabraliśmy rodzinę z Charkowa — dzięki Bogu, powierzchnia na to pozwala. Teraz mamy trzy kobiety w poważnym wieku z Kijowa, które będą jechać do Czerniowiec, – opowiada  małżeństwo.

Ns oczach autora tego tekstu siostra z ich wspólnoty neokatechumenalnej, pani Janina Buczyńska, przekazała część środków ze swojej dość skromnej emerytury, aby „było czym nakarmić tych, którzy do nich przybywają .

Інші статті за темами

СЮЖЕТ

ПЕРСОНА

МІСЦЕ

Winnica

Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.

ПІДТРИМАЙТЕ CREDO
Шановні читачі, CREDO — некомерційна структура, що живе на пожертви добродіїв. Ми з вдячністю приймемо Вашу допомогу. Ваші гроші йдуть на оплату сервера, роботу веб-майстра та гонорари фахівців. Переказ через ПриватБанк: Пожертвування можна переказати за такими банківськими реквізитами:

5168 7427 0591 5506

Благодійний внесок ПРИЗНАЧЕННЯ ПЛАТЕЖУ: Добровільна пожертва на здійснення діяльності часопису CREDO.

Інші способи підтримати CREDO: (Натиснути на цей напис)

Щиро дякуємо читачам за жертовність усім, хто нас підтримує!
Підпишіться на розсилку
Кожного дня ми надсилатимемо вам листи з найважливішими та найцікавішими новинами

Spelling error report

The following text will be sent to our editors: