Ojciec Mariusz Woźniak OP – dominikanin, który przez wiele lat służył w Ukrainie. Zwłaszcza był dyrektorem kijowskiego wydawnictwa Kairos i redaktorem naczelnym czasopisma Katołyćkyj Wisnyk.
Kapłani są przenoszeni z miejsca na miejsce, więc o. Mariusz był ostatnio w Charkowie. Ale teraz służy we Wrocławiu. Nasza rozmowa dotyczy życia i śmierci, smutku i pomocy…
– Kiedy Ojciec wyjechał z Charkowa? Czy ma to związek z wydarzeniami wojennymi?
– Byłem w Charkowie od 17 września 2017 r. w naszym klasztorze dominikańskim. Moja siostra kupiła mi bilet lotniczy z Charkowa do Wrocławia jeszcze trzy miesiące przed wylotem. Planowany był tygodniowy pobyt w mojej ojczyźnie, na 27 lutego miałem wykupiony bilet powrotny… W niedzielę 20 lutego rano jeszcze odprawiałam Mszę św. u sióstr karmelitanek w Pokotyliwce. Następnie s. Renata, orionistka, zabrała mnie na lotnisko. A 24, w czwartek, rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, rozpoczęła się wielka wojna… W tym czasie byłem z mamą w moim rodzinnym mieście Bolesławiec.
Wrocław. Klasztor św. Wojciecha
– Dlaczego akurat Wrocław, a nie powiedzmy Warszawa czy Kraków, gdzie są duże i słynne klasztory dominikańskie?
– Już w czwartek 24 lutego zadzwonił do mnie nasz prowincjał o. Łukasz Wiśniewski OP poprosił mnie, żebym został trochę w Polsce i zapytał, gdzie teoretycznie chciałbym mieszkać. Ponieważ moja mama ma 86 lat i już potrzebuje pomocy, zaproponowałem więc Wrocław, skąd jest najbliżej do Bolesławca (112 km). W niedzielę 27 lutego pomagałem w parafii w dzielnicy, gdzie mieszka moja mama, a po południu udałem się na Liturgię w obrządku wschodnim, którą odprawiał ks. Pawło, grekokatolik. Podczas tej liturgii spowiadałem Ukraińców, których wielu uczestniczyło w niedzielnym nabożeństwie. Była to pierwsza fala ludzi z Ukrainy, którzy wyjechali przed 24 lutego.
We wtorek 1 marca dotarłem do wrocławskiego klasztoru dominikanów św. Wojciecha.
Zdjęcie ze strony Caritas Wrocław
We Wrocławiu organizowana jest pomoc ukraińskim uchodźcom. Od pierwszych dni wojny do dziś na dworcu pracują grupy wolontariuszy mówiących po ukraińsku i udzielających niezbędnych informacji przebywającym. W budynku dworca znajduje się również punkt informacyjny, można zaopatrzyć się w darmowe karty telefoniczne, wyżywienie, a także przenocować w specjalnie przygotowanych salach, jeśli ktoś chce jechać dalej, udać się na zachód – np. do Niemiec; lub kwateruje się ich tu we Wrocławiu lub w okolicach.
Takie punkty pomocy znajdują się w różnych częściach miasta. Na Placu Katedralnym działa ośrodek Caritas, który robi zbiórki pomocy humanitarnej, a następnie organizuje transporty do Ukrainy. Ogólnie widać, że miasto bardzo angażuje się w pomoc, wiele osób z własnej inicjatywy pomaga finansowo. Na ulicach Wrocławia często można usłyszeć język ukraiński, a także rosyjski — a co najważniejsze — spotkać Ukrainki z dziećmi. W pociągach podmiejskich większość pasażerów to uchodźcy. Niedawno pojechałem do Wrocławia z pomocą duszpasterską, sam to widziałem.
Zrzut ekranu oficjalnej strony internetowej miasta Wrocławia, strona dla Ukraińców
– Ilu uchodźców przyjął klasztor we Wrocławiu? Czy są tu parafianie Ojca z Charkowa? Jak wygląda podział uchodźców ukraińskich według miejsca zamieszkania?
– Kiedy pojawiłem się w klasztorze św. Wojciecha, pomoc dla uchodźców została już zorganizowana. Bracia przekazali Ukraińcom jeden z klasztornych domów, w których odbywały się spotkania duszpasterskie. Zaangażowani są w to pracownicy Centrum Pomocy Psychologicznej SYNTONIA, a wszystkim zarządza syndyk klasztoru, na którym ciąży dużo obowiązków: urządzanie pokoi, kupowanie wszystkiego, czego potrzebujesz, żywności i nie tylko.
Pokoje te mogą pomieścić jednorazowo do 45 osób. Ci ludzie albo przyjechali do nas sami, albo ktoś wcześniej podał im nasz adres. Na przykład dwie rodziny z Charkowa, które mnie znały, same przyjechały do nas. Do naszego klasztoru przybyła też grupa czterech kobiet z dziećmi, psem i kotem, które spędziły tydzień w piwnicy pod ostrzałem rosyjskich okupantów w dzielnicy Charkowa Sałtowce. Były tak przestraszone, że trudno było z nimi rozmawiać. A takich jest wielu…
Ludzie związani z naszym duszpasterstwem są tu bardzo pomocni. Na ogół dzięki ich poświęceniu i pomocy finansowej pomoc jest możliwa. Oni przyjmują uchodźców, przynajmniej na chwilę, a potem już szukamy dla nich miejsca na osiedlenie się. To też nie jest łatwe. Pierwsza fala uchodźców po 24 lutego jakoś się zakorzeniła, ludzie znaleźli pracę, dzieci chodzą do szkoły. Oczywiście barierą dla wielu jest język, jeśli chodzi o pracę bardziej wymagająca, np. lekarza, psychologa: trzeba znać język polski. Niewątpliwie pracy jest wystarczająco dużo, można wziąć pod opiekę Ukraińców.
– Jak długo, realistycznie oceniając sprawę, klasztor dominikanów jest w stanie przyjmować ukraińskich uchodźców — przeważnie kobiety z dziećmi. Co będzie z tymi, którzy niestety po prostu nie mają dokąd wrócić?
– Właściwie, jak wspomniałem, możemy przyjąć do 45 osób. To na tydzień lub dwa, żeby ci ludzie mogli odpocząć, wyspać się, nabrać sił psychicznych i fizycznych… a potem szukamy miejsc, w których mogą mieszkać i pracować.
Tak, ogólny problem to „co dalej”. Wojna może jeszcze trwać, ponadto uchodźcy w większości pochodzą ze wschodniej Ukrainy (Charków, Krzywy Róg, Mariupol), a niektórzy z nich stracili domy i majątek, dorobek całego życia, i tak naprawdę przeważnie nie mają dokąd wracać. Chociaż kobiety często mówią mi, że chcą wrócić i że to nie potrwa długo… Każda historia takiego życia jest historią bólu, trwogi, niepokoju o mężów, dzieci, o przyszłość…
Punkt „Dialog” — wrocławski oddział Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie na dworcu kolejowym, który przyjmuje uchodźców i zapewnia pomoc. Zdjęcia ze strony Kirche in Not
Mamy też katolików łacińskich proszących mnie o spowiedź. Mam kontakty z ludźmi z Kijowa, Winnicy… Może to tylko „kropla wody”, ale widzę, że wrocławska społeczność reaguje na poziomie, który pokazuje realną pomoc, współczucie do osób potrzebujących.
– Dziękuję za rozmowę. Niech PanBóg błogosławi Ojca w tej posłudze. Proszę Ojca wracać, gdy nadejdzie pokój!
Zdjęcie z FB Dominikanie we Wrocławiu