Ukraina

Lwów: ten dworzec przyjął prawie 340 000 uchodźców

Ви також можете прочитати цю статтю українською мовою

04 maja 2022, 18:45 751 Vita Jakubowska

Od początku szerokiej inwazji rosyjskiej Lwów ciągle wita, rozsiedla i pomaga ludziom, którzy codziennie przybywają z ogarniętych wojną terytoriów.

Od 24 lutego we Lwowie i regionie schroniło się już ponad 338 000 osób wewnętrznie przesiedlonych. Kościół rzymskokatolicki w Ukrainie również wnosi znaczący wkład w pomoc ofiarom wojny. Od dużych organizacji, takich jak misja religijna Caritas Spes, która dostarcza pomoc humanitarną do miejsc aktywnych działań wojennych, po małe wspólnoty parafialne, które dbają o potrzeby przesiedleńców w swoich miejscowościach.

W ten sposób duszpasterze, pracownicy i wolontariusze lwowskiej bazyliki metropolitalnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny od dwóch miesięcy niestrudzenie pracują na różnych odcinkach humanitarnego „frontu”. Jedni karmią nowo przybyłych gości miasta na dworcu kolejowym, inni pomagają w organizowaniu tymczasowych schronień dla przesiedleńców, jeszcze inni odbierają i rozładowują pomoc humanitarną, przewożąc towary dalej po Ukrainie. Fundacja Dajmy Nadzieję, która została założona 10 lat temu przy bazylice i do tej pory prowadziła hospicjum domowe dla nieuleczalnie chorych dzieci oraz świetlicę parafialną, dzisiaj rozszerzyła swoją działalność. A świetlica służy teraz jako tymczasowy dom dla rodzin z Zaporoża i Nowej Kachowki.

 

 

Pani Ludmyła pochodzi z Nowej Kachowki. Dwa miesiące temu znalazła się we Lwowie. W dniu wybuchu wojny kobieta odwiedzała swoją córkę i wnuki w Zaporożu. Stamtąd razem ewakuowały się, a później dołączyła do nich druga córka z mężem i dziećmi, którym udało się uciec z okupacji. We Lwowie na dworcu spotkali wolontariuszy z katedry łacińskiej. Opowiedziała im, skąd pochodzą, i zapytała, z kim można się skontaktować w sprawie zakwaterowania we Lwowie. Tak oto w świetlicy parafialnej pojawili się nowi mieszkańcy, a w zespole wolontariuszy dodało się pracowitych rąk.

CREDO udało się porozmawiać z kobietami podczas codziennego przygotowywania kanapek i zapytać, jak żyją we Lwowie i jak wyglądają teraz ich dni:

 

 

– Jesteśmy bardzo wdzięczni, że tu znaleźliśmy schronienie. Wszyscy jesteśmy teraz jedną rodziną: razem z s. Lidią, dyrektorką świetlicy, która tak serdecznie nas przywitała i pomogła się urządzić; z księżmi, którzy również okazali się niezwykle wrażliwymi ludźmi. Postanowiliśmy więc, że skoro tu mieszkamy, musimy pomagać i coś robić. Dzieci uczą się online, mężczyźni najpierw pomagali rozładowywać towary humanitarne, a teraz pracują przy budowie domów na terenie ośrodka parafialnego. Te domy staną się tymczasowymi mieszkaniami dla przesiedleńców, a my tymczasem robimy kanapki i jeździmy z księżmi rozdawać je na dworcu, – dzieli się kobieta.

Dla Pani Ludmyły i jej córek jest to wewnętrzna potrzeba bycia użytecznym, spłacenia długu wdzięczności tym, którzy wyciągnęli do nich pomocną dłoń. Tak więc, dzięki ich aktywnej pomocy, wolontariusze z katedry łacińskiej codziennie przynoszą na dworzec 400 kanapek, świeże wypieki od sióstr franciszkanek, które pracują w parafii, gorącą herbatę, soki, a czasem owoce lub słodycze. Ale przede wszystkim przynoszą ludziom ciepło i uśmiech, życzliwość i słowa wsparcia.

 

 

Księża Roman i Iwan, wikariusze bazyliki metropolitalnej, opowiadali, jak podczas Wielkanocy częstowali ludzi na dworcu czekoladowymi zajączkami.

– Najbardziej cieszyły nas swoimi emocjami dzieci. Zmęczone i zasmucone zaczynały się uśmiechać, gdy dostawały tego królika. To taka drobnostka — a może wywołać uśmiech. Podobna reakcja była, gdy rozdawaliśmy baranki wielkanocne, które nie były jadalne, ale dzieciom bardzo się podobały i wszystkie chciały je mieć. Takie drobiazgi stają się dla wielu oznaką troski i powodem do radości. Bardzo się z tego cieszymy, – mówią.

Jedna z wolontariuszek wspomina sytuację, która ją osobiście bardzo poruszyła.

– Kiedyś podeszła do nas kobieta ze słowami „Dziękuję za kanapki, ale…” Spięłyśmy się, myśląc, że coś jest nie tak. A kobieta kontynuowała: „…ale szczególnie dziękuję za słodką herbatę”. Była pod okupacją w obwodzie chersońskim przez półtora miesiąca, więc mogła tylko marzyć o cukrze. Ta słodka herbata miała dla niej szczególny smak. Pomyślałyśmy wtedy, jak mało cenimy zwykłe rzeczy…, – opowiada dziewczyna.

Takich historii jest wiele. Ludzie są wdzięczni za ciepło i troskę, za uśmiech i gościnność. Zdezorientowani i zmęczeni ludzie w obcym mieście, po trudnej drodze i ciężkich przeżyciach, są poruszeni ludzkością i solidarnością obcych, którzy dają im nadzieję.

 

 

 

Інші статті за темами

ПЕРСОНА

МІСЦЕ

Lwów

Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.

ПІДТРИМАЙТЕ CREDO
Шановні читачі, CREDO — некомерційна структура, що живе на пожертви добродіїв. Ми з вдячністю приймемо Вашу допомогу. Ваші гроші йдуть на оплату сервера, роботу веб-майстра та гонорари фахівців. Переказ через ПриватБанк: Пожертвування можна переказати за такими банківськими реквізитами:

5168 7427 0591 5506

Благодійний внесок ПРИЗНАЧЕННЯ ПЛАТЕЖУ: Добровільна пожертва на здійснення діяльності часопису CREDO.

Інші способи підтримати CREDO: (Натиснути на цей напис)

Щиро дякуємо читачам за жертовність усім, хто нас підтримує!
Підпишіться на розсилку
Кожного дня ми надсилатимемо вам листи з найважливішими та найцікавішими новинами

Spelling error report

The following text will be sent to our editors: