Ukraina

„Biegała przez pole, by opiekować się swoimi kozami, ciągle bojąc się, że okupanci wrócą”. 

Ви також можете прочитати цю статтю українською мовою

04 lipca 2023, 15:33 510

Ojcec Mychajło Romaniw OP, dyrektor Centrum Świętego Marcina w Fastowie, opowiedział CREDO o swojej misji humanitarnej w obwodzie chersońskim i podzielił się własnym świadectwem, jak nawet z wielkiego nieszczęścia potrafi wykiełkować dobroć. 

– Historia z Chersoniem zaczęła się dla nas w marcu 2022 r., kiedy próbowaliśmy ewakuować sierociniec (później w ewakuacji dzieci pomogła niemiecka organizacja). Utrzymywaliśmy kontakt z wolontariuszami, którzy pracowali w czasie okupacji Chersoniu, a po jego wyzwoleniu 11 listopada 2022 roku udaliśmy się tam. Nasz ostatni wyjazd do Chersoniu, który odbył się w zeszłym tygodniu, był już dziesiąty, a naszym celem było wsparcie osób potrzebujących pomocy. Po wybuchu kachowskiej elektrowni wodnej ta kwestia stała się szczególnie pilna i chcieliśmy zakorzenić się w Chersoniu, aby być blisko miejscowej ludności.

Ważnym projektem, który udało nam się zrealizować w ostatnim czasie jest otwarcie kuchni społecznej w Chersoniu. Pomogli nam w tym przyjaciele z Holandii i Polski. Teraz ta kuchnia funkcjonuje dzięki pomocy ojca świętego. On przekazał nam fundusze przez kardynała Konrada Krajewskiego, który w zeszłym tygodniu przyjechał do Ukrainy i spędził u nas dwa dni. Kuchnia wydaje obecnie od 800 do 1000 posiłków dziennie, karmiąc ludzi, którzy nie mogą jeszcze wrócić do swoich domów. 

W tym czasie Chersoń stał się nam bardzo bliski. Czujemy, jak wojna łączy ludzi; próbują coś robić, pomagać sobie, a takich osób jest naprawdę dużo. Są to ludzie mieszkający w Chersoniu, jak i ci, którzy przyjechali z całej Ukrainy: na przykład w zeszłym tygodniu nasze obiady dowozili leśnicy z Zakarpacia, którzy przyjechali właśnie na ochotnika. 

 

 

Parafia rzymskokatolicka w Chersoniu nadal funkcjonuje, księża pozostają na swoich miejscach. Codziennie odprawiana jest tam msza święta. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że w niedzielę do komunii świętej przystępuje około 25 osób, a na mszy jest obecnych ogółem 30-40 osób. 

Nasz zespół wolontariuszy składa się z mieszkańców wielu miast. Natychmiast po inwazji na pełną skalę my [Centrum Św. Marcina— red.] przeorganizowaliśmy naszą działalność: ustawiliśmy łóżka w klasach dla tych, którzy do nas przychodzili, zamknęliśmy kawiarnię i zaczęliśmy gotować obiady. W pewnym momencie mieliśmy 120 ochotników z różnych miast; obecnie jest ich ponad 40, czekamy też na wolontariuszy z zagranicy. Praca wolontariuszy odbywa się na zasadzie rotacji, aby ludzie mogli wziąć trochę wolnego. 

To dla mnie bardzo cenne, że wielu naszych wolontariuszy dołączyło w tym czasie do Kościoła. Zobaczyli, jak żyjemy naszą wiarą i chcieli się dzielić nią z nami. Wielu zostało przygotowanych do pierwszej spowiedzi i I Komunii Świętej, wstąpiwszy do naszej wspólnoty parafialnej. Są wśród nich wolontariusze, którzy obecnie pracują w Chersoniu, a także w schroniskach w obwodzie charkowskim, we wsiach Wełykyj Burłuk i Załyman.

Kiedy wspólnie z kard. Krajewskim modliliśmy się na Mszy św., na słowach „i obdarz nasze czasy pokojem” zrobił  pauzę. W tym momencie rozległa się eksplozja — to się dzieje cały czas w Chersoniu — a my zaczęliśmy się modlić dalej. Dla mnie to był bardzo głęboki i symboliczny moment: że możemy łączyć się z całym Kościołem, pocieszać słabych. W jednej ze wsi, do której dostarczaliśmy składane łóżka z materacami, spotkałem kobietę. Powiedziała, że ​​całe życie mówiła po rosyjsku, ale teraz komunikuje się tylko po ukraińsku. Okupanci sześć razy przeszukiwali jej dom, trzy razy zamykali ją „na jamie”. Jej mąż wyjechał bronić Ukrainy, a ona, nie chcąc opuszczać domu i gospodarstwa, wynajęła mieszkanie w Chersoniu i biegała przez pole, by opiekować się swoimi kozami, ciągle bojąc się, że okupanci wrócą, jak to grozili. Ta kobieta dziękuje Bogu, że przez to wszystko przeszła, a dla mnie każda taka historia jest dotykaniem ran Chrystusa, tak jak Jezus pozwolił św. Tomaszowi włożyć palce w swoją ranę, aby uwierzył. W takich chwilach kładziemy palce w ranach całego naszego kraju. Te rany są uwielbione w Chrystusie; są wyjątkowe i wierzę, że ci ludzie zranieni przez wojnę są szczególnym darem od Boga dla nas, ponieważ szerzą nadzieję, pozostając na miejscu i służąc sobie nawzajem. Przyjechaliśmy i pojechaliśmy, ale ludzie, którzy celowo zostają, są dla mnie osobiście cudem Bożym. 

Nie ma „obcej” wojny. Wojna nie toczy się gdzieś tam. To wszystko dotyczy każdego z nas, każdy z nas jest wezwany do dotknięcia ran wojny, do ich uleczenia. Musimy to zrobić w każdy dostępny nam osobiście sposób. Nie mamy wyboru, ponieważ jest to konieczne dla naszej wolności i zwycięstwa. Nie mogę stać z boku, wiedząc, że chłopaki z mojej parafii teraz walczą i nikt nie powinien stać z boku – bo nie będziemy mieli drugiej szansy. 

Foto: profil na Facebooku o. Mychajła Romaniwa OP

Інші статті за темами

СЮЖЕТ

wojna

ПЕРСОНА

МІСЦЕ

Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.

Pomóż CREDO trwać!
Tworzymy dla Ciebie i dzięki Tobie!

WSPOMÓŻ NAS.

PL47102010263947000019137233

KredoBank PKO Bank Polski Group
Підпишіться на розсилку
Кожного дня ми надсилатимемо вам листи з найважливішими та найцікавішими новинами

Spelling error report

The following text will be sent to our editors: