Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.
Ojcec Mychajło Romaniw OP, dyrektor Centrum Świętego Marcina w Fastowie, opowiedział CREDO o swojej misji humanitarnej w obwodzie chersońskim i podzielił się własnym świadectwem, jak nawet z wielkiego nieszczęścia potrafi wykiełkować dobroć.
– Historia z Chersoniem zaczęła się dla nas w marcu 2022 r., kiedy próbowaliśmy ewakuować sierociniec (później w ewakuacji dzieci pomogła niemiecka organizacja). Utrzymywaliśmy kontakt z wolontariuszami, którzy pracowali w czasie okupacji Chersoniu, a po jego wyzwoleniu 11 listopada 2022 roku udaliśmy się tam. Nasz ostatni wyjazd do Chersoniu, który odbył się w zeszłym tygodniu, był już dziesiąty, a naszym celem było wsparcie osób potrzebujących pomocy. Po wybuchu kachowskiej elektrowni wodnej ta kwestia stała się szczególnie pilna i chcieliśmy zakorzenić się w Chersoniu, aby być blisko miejscowej ludności.
Ważnym projektem, który udało nam się zrealizować w ostatnim czasie jest otwarcie kuchni społecznej w Chersoniu. Pomogli nam w tym przyjaciele z Holandii i Polski. Teraz ta kuchnia funkcjonuje dzięki pomocy ojca świętego. On przekazał nam fundusze przez kardynała Konrada Krajewskiego, który w zeszłym tygodniu przyjechał do Ukrainy i spędził u nas dwa dni. Kuchnia wydaje obecnie od 800 do 1000 posiłków dziennie, karmiąc ludzi, którzy nie mogą jeszcze wrócić do swoich domów.
W tym czasie Chersoń stał się nam bardzo bliski. Czujemy, jak wojna łączy ludzi; próbują coś robić, pomagać sobie, a takich osób jest naprawdę dużo. Są to ludzie mieszkający w Chersoniu, jak i ci, którzy przyjechali z całej Ukrainy: na przykład w zeszłym tygodniu nasze obiady dowozili leśnicy z Zakarpacia, którzy przyjechali właśnie na ochotnika.
![](https://credo.pro/pl/wp-content/uploads/2023/07/Cherson-700x715.png)
Parafia rzymskokatolicka w Chersoniu nadal funkcjonuje, księża pozostają na swoich miejscach. Codziennie odprawiana jest tam msza święta. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że w niedzielę do komunii świętej przystępuje około 25 osób, a na mszy jest obecnych ogółem 30-40 osób.
Nasz zespół wolontariuszy składa się z mieszkańców wielu miast. Natychmiast po inwazji na pełną skalę my [Centrum Św. Marcina— red.] przeorganizowaliśmy naszą działalność: ustawiliśmy łóżka w klasach dla tych, którzy do nas przychodzili, zamknęliśmy kawiarnię i zaczęliśmy gotować obiady. W pewnym momencie mieliśmy 120 ochotników z różnych miast; obecnie jest ich ponad 40, czekamy też na wolontariuszy z zagranicy. Praca wolontariuszy odbywa się na zasadzie rotacji, aby ludzie mogli wziąć trochę wolnego.
To dla mnie bardzo cenne, że wielu naszych wolontariuszy dołączyło w tym czasie do Kościoła. Zobaczyli, jak żyjemy naszą wiarą i chcieli się dzielić nią z nami. Wielu zostało przygotowanych do pierwszej spowiedzi i I Komunii Świętej, wstąpiwszy do naszej wspólnoty parafialnej. Są wśród nich wolontariusze, którzy obecnie pracują w Chersoniu, a także w schroniskach w obwodzie charkowskim, we wsiach Wełykyj Burłuk i Załyman.
Kiedy wspólnie z kard. Krajewskim modliliśmy się na Mszy św., na słowach „i obdarz nasze czasy pokojem” zrobił pauzę. W tym momencie rozległa się eksplozja — to się dzieje cały czas w Chersoniu — a my zaczęliśmy się modlić dalej. Dla mnie to był bardzo głęboki i symboliczny moment: że możemy łączyć się z całym Kościołem, pocieszać słabych. W jednej ze wsi, do której dostarczaliśmy składane łóżka z materacami, spotkałem kobietę. Powiedziała, że całe życie mówiła po rosyjsku, ale teraz komunikuje się tylko po ukraińsku. Okupanci sześć razy przeszukiwali jej dom, trzy razy zamykali ją „na jamie”. Jej mąż wyjechał bronić Ukrainy, a ona, nie chcąc opuszczać domu i gospodarstwa, wynajęła mieszkanie w Chersoniu i biegała przez pole, by opiekować się swoimi kozami, ciągle bojąc się, że okupanci wrócą, jak to grozili. Ta kobieta dziękuje Bogu, że przez to wszystko przeszła, a dla mnie każda taka historia jest dotykaniem ran Chrystusa, tak jak Jezus pozwolił św. Tomaszowi włożyć palce w swoją ranę, aby uwierzył. W takich chwilach kładziemy palce w ranach całego naszego kraju. Te rany są uwielbione w Chrystusie; są wyjątkowe i wierzę, że ci ludzie zranieni przez wojnę są szczególnym darem od Boga dla nas, ponieważ szerzą nadzieję, pozostając na miejscu i służąc sobie nawzajem. Przyjechaliśmy i pojechaliśmy, ale ludzie, którzy celowo zostają, są dla mnie osobiście cudem Bożym.
Nie ma „obcej” wojny. Wojna nie toczy się gdzieś tam. To wszystko dotyczy każdego z nas, każdy z nas jest wezwany do dotknięcia ran wojny, do ich uleczenia. Musimy to zrobić w każdy dostępny nam osobiście sposób. Nie mamy wyboru, ponieważ jest to konieczne dla naszej wolności i zwycięstwa. Nie mogę stać z boku, wiedząc, że chłopaki z mojej parafii teraz walczą i nikt nie powinien stać z boku – bo nie będziemy mieli drugiej szansy.
Foto: profil na Facebooku o. Mychajła Romaniwa OP