Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha (Kol 3,21)
My, dorośli, naprawdę jesteśmy dziwnymi stworzeniami — przez selektywną pamięć i traktowanie wydarzeń oraz okolicznościczęsto wpadamy w pułapki, których przysięgaliśmy unikać. Dorastaliśmy i obiecywaliśmy sobie, że kiedy będziemy mieli własne dzieci, nigdy w życiu nie będziemy ich ignorowali oraz zawsze będziemy brali pod uwagę ich własne zdanie.
Później staliśmy się dorośli, urodziliśmy dzieci, a wszystkie złożone wcześniej obietnice rozczyniły się w niedospanych nocach. Ponadto przestaliśmy szukać odpowiedzi na ważne pytania i zaczęliśmy zadowalać się standardami, które były wymyślone przez kogoś jeszcze przed nami. Wychowujemy dzieci obcą streotypową metodą i nie myślimy, że może naszemu bardzo konkretnemu dziecku to akurat nie pasuje. Nie może nie pasować — wszystkim pasuje i naszemu musi. Niekiedy trzeba urodzić więcej niż jedno dziecko, by zrozumieć, że każde z nich to samo w sobie łamanie wszelkich schematów.
Mam swoją ulubioną filiżankę do kawy. I też ulubioną łyżeczkę. Wiem, jaką filiżankę lubi moja mama czy też z którego talerza rosół smakuje jej najlepiej. Mój tata je konkretnym widelcem, więc jak podaję do obiadu inny, koniecznie usłyszę za sobą kroki taty, który idzie zmienić «nie tak» widelec na «prawidłowy». Krótko mówiąc, chyba rozumiecie, że każdy dorosły w mojej nienajmniejszej rodzinie ma swoje ulubione naczynia.
«Dlaczego nagle postanowiła odkrywać wszystkie rodzinne tajemnice, — pomyślicie, — po co to wszystko?» Cóż, mój syn, który teraz ma 6 lat, odkąd nauczył się mówić, również ma swoje ulubione kubki, łyżki i talerze, ale dorosłych dlaszegoś to oburza. Ilekroć mówi, z którego kubka chce pić herbatę, wszyscy dorośli przewracają gałami i zaczynają lekcję na temat «Dzieci i ryby głosu nie mają». Muszę przyznać, że to mnie także trochę irytowało. Jaka różnica, z jakiego kubka pić? Ale pewnego razu szukając w szufladzie swojej ulubiobej łyżeczki, pomyślałam sobie: «Kobieto, oto milion łyżeczek, dlaczegoo nie bierzesz pierwszej lepszej, a szukasz „swojej”?» Odpowiedź jest bardzo prosta — podoba mi się właśnie ta. Lubię jej używać, więc mając wybór, wybiorę ją.
My, dorośli, prawie wszyscy tak robimy i nie uważamy tego za dziwactwa lub kaprysy; szanujemy prawa innych mieć ulubione rzeczy, przedmioty, stronę łóżka, ulubiony fotel czy miejsce przy stole. Dlaczego więc nie uznajemy tego prawa dla dzieci? Dlaczego nasze dzieci, które kochamy i które są częścią nas, mając nasze geny, czasami masz charakter, a może nawet takie same gusta, nie mają prawa głośno oznajmić, co im się podoba?
Czasami wydaje mi się, że dorośli uważają za swój święty obowiązek pokazać dzieciom, że są one bezwartościowe. Każdy przejaw szacunku dla dziecka poniżej lat 18 piętnują ulubionym dla wielu słowem: «rozpieszcili». Dlaczego? Bo któż to kiedyś widział, żeby brano pod uwagę zdanie dziecka, jego gusta czy pragnienia! A teraz? O tempora, o mores! Każdy smarkacz powie, co mu się nie podoba!
Teraz nie chcę się zagłębiać w korzenia takiej postawy. To pytanie do ekspertów. Jestem zwykłą matką, która codziennie musi wyjaśniać innym ludziom, wtym bliskim, że moje dziecko ma prawo być w złym humorze, chcieć pić z tego konkretnego kubka oraz nie chcieć nosić tego, co było kupione bez jego udziału. Niestety często mam tłumaczyć dorosłym ludziom, że dziecko to też człowiek, to też osobowość, więc z nim także trzeba się liczyć. A jeżeli to jemu nie przeszkadza i nie zagraża jego bezpieczeństwu, ma ono prawo do własnej opinii i własnego wyboru.
Tak, to bywa niekomfortowo, trudno, a od czasu do czasu nawet wścieka. Psycholodzy, których naczytałam się już w nadmiarze, mówią, że cudownie, kiedy dziecko ma i umie bronić własnego punktu widzenia, ponieważ to zwiększa jego szansy urosnąć szczężliwym, samodzielnym, a toksycznym ludziom trudno będzie nim manipulować. Najważniejsze, żebyśmy nie zostali tymi toksycznymi manipulatorami w życiu naszych dzieci. Ponieważ nam, rodzicom, czasami jest trudno zrozumieć: czy nasze «niezręczne» dzieci to kara czy błogosłowieństwo? A nawet jeśli raz tak, a raz siak, w jakimbądź razie to jest ogromne szczęście, że oni są. Właśnie dzięki temu uczymy się kochać prawdziwie lub przynajmniej rozumieć, co to znaczy bezwarunkowa miłość i akceptacja osoby taką, jaka ona jest. Szanujmy naszych dzieci, nie naginajmy je pod siebie, tłumiąc ich osobowość? Mama i tata potrzebni dziecku nie po to, żeby «truć» jego życie i robić je nie do zniesienia; natomiast dzieci potrzebne rodzicom nie po to, żeby było na kim praktykować arogancję i tyranię. Jesteśmy w sobie nawzajem, żeby mnożyć miłość i troskliwość w tym niedoskonałym świecie. To nasza wspólna droga…
Pójdę pracować nad sobą!