Konsekracja świątyni to nie tylko uroczyste poświęcenie jej Bogu. To również «przekazanie kościoła do całkowitego służenia wspólnocie», — zauważył proboszcz parafii ks. Władysław Chałupiak po konsekracji 23 września.
Jampol nad Dniestrem — osadnictwo, które w XVII wieku założył hrabia Jan Zamoyski. W historii tych ziem Jampol słynął tak mocną obroną Podola przed inwazją tatarsko‑turecką, że nawet trafił do pereł literatury światowej dzięki pióru Henryka Sienkiewicza.
Kościół jampolski Niepokalanego Poczęcia NMP został zbudowany w 1812 roku, a w 1930 (za księdza Józefa Berezowskiego) władze komunistyczne, które słynęły ze swoich walk z Bogiem, zamknęły go jak i wiele innych świątyń, szczególnie katolickich. Dom Boży zamienił się na magazyn uzbrojenia i innych «potrzebnych rzeczy».
Wraz z pojawieniem się na Podolu armii niemieckiej w czasie II Wojny Światowej katolikom oddano ich świątynię i postawiono kapelana Włocha. Z powrotem zaś radzieckich «wyzwolicieli» świątynia ponownie została zabrana wierzącym.
Parafianie przechowali klucz do drzwi kościoła, jednak «najbardziej sprawiedliwe» władze nie potrzebowały tego klucza, ponieważ drzwi po prostu zostały wyłamane.
Lecz tym razem nawet bez zachowania pozorów, że budynek był potrzebny dla gospodarki narodowej. Wieże świątyni zostały usunięte wraz z dachem, deszcze zaczęły niszczyć wnętrze, ściany po trochu zaczęły się walić. Dopiero w roku 1960 zdecydowano całkowicie rozwalić pomieszczenia, które już i tak do niczego nie się nadawały… To co jeszcze pozostało w świątyni, komuniści gdzieś pozabierali, a na miejscu dawnego kościoła zbudowano piekarnie.
Życie katolickie Jampola poszło w podziemie. Pozostali wierni (pozostali, bo w przedwojennych represjach Polacy byli niszczeni wyłącznie fizycznie po syberiach, łagrach) zbierali się «u jednej babci w chacie» tajemnie. I tak samo tajemnie kapłan przychodził, by udzielić sakramentów.
Ci, którzy odważyli się identyfikować sіę jako katolicy, przychodzili do kaplicy cmentarnej. Jak i w wielu miejscach po całej Ukrainie cmentarne kaplice zostały jedynym niezniszczonym miejscem kultu. Jednak droga do starej nekropolii daleko za miastem stawała się coraz trudniejsza, szczególnie dla ludzi starszych. Sam cmentarz również coraz więcej zarastał, zamieniając się na zaniedbane chaszcze…
Dopiero w 2007 roku jampolanie rozpoczęli starania, aby doprowadzić stary cmentarz do ładu. Oni zwracali się wszędzie, gdzie mogli, w tym do Polaków w ramach akcji zachowania spadku przeszłości. Polacy odpowiedzieli w 2010 roku. Chociaż obecny na uroczystym odnowieniu jampolskiej katolickiej historii Konsul Generalny Rzeczypospolitej Polskiej Krzysztof Świderek powiedział, że osobiście otrzymał pierwszy taki wniosek jeszcze w 2002 roku.
— Gdy patrzysz na te okropnie zniszczone groby naszych przodków, — opowiada ks. Władysław Chałupiak, proboszcz parafii, — strasznie to przykre, przecież to są ludzie, którzy zasługują na szacunek, miłość i ciepło. I prawdopodobnie, tylko miłość może mieć w tym jakiś sens, aby to wszystko odnowić, bo to zresztą, kultura, która świadczy o miłości.
Parafię w Jampolu pragnął odnowić legendarny o. Wojciech Martynian Darzycki. Mówiło się o «chociażby małej chałupie», aby przy niej pojawiła się parafia nawet z tych niewielu pozostałych wierzących. Jednak cały czas jakoś się nie wiodło. Pani Ludmiła Pomarańska, prezes miejscowego Związku Polaków, mówi, że chyba były jakieś inne plany Matki Bożej, ponieważ zamiast spodziewanej «chałupy» dzięki staraniom biskupa Leona Dubrawskiego oraz ks. Władysława Chałupiaka rozpoczęto budowlę dużego «prawdziwego» kościoła. Dopóki go nie było, parafianie, bywało, docierali do Horodkówki. A bywało, że nawet pieszo, by przystąpić do sakramentów, ponieważ do Jampola ksiądz przyjeżdżał od czasu do czasu, jak to jemu się udawało, no i wtedy już udzielał chrztu, ślubu, spowiadał… «My to chodziliśmy do Horodkówki na piechotę, bo autobusa nie było, — opowiada pani Michalina Lewicka.— Nas małych ukrywano na chórze, no bo dzieci nie wolno było dopuszczać do kościoła».
No i w końcu, w historii jampolskiego kościoła nadszedł długo oczekiwany moment: konsekracja. Dnia 23 września 2017 roku w sobotę aktu konsekracji dokonał biskup Leon Dubrawski. Wraz z nim sprawowali tę uroczystą Mszę Świętą biskupi odesko-symferopolskiej diecezji Bronisław Bernacki i Jacek Pyl. Do obchodów zaproszono również kapłanów greckokatolickich: arcybiskupa lwowskiego Igora Woźniaka, metropolitę iwano-frankowskiej eparchii Wołodymyra Wijtyszyna. Było wielu księży, zwłaszcza gości z Polski na czele z księdzem Tadeuszem Pytelem, proboszczem parafii św. Jana Chrzciciela w Kielcach. Kielecka diecezja bardzo pomogła w budowie nowej świątyni w Jampolu. «No bo cóż nasi parafianie, — niby tłumaczy się trochę ks. Władysław Chałupiak, — oni bardziej pomagali pracą fizyczną oraz modlitwą, niż mogli dać pieniędzy». Tym bardziej, że jampolska parafia, kiedyś tak liczna, obecnie jeszcze tylko odradza się po wszystkich prześladowaniach i spustoszeniu. Na niedzielną Mszę Świętą zazwyczaj przychodzi 30‑40 osób. Chociaż i oni w miarę swoich sił i starań przygotowywali się do tego święta. Największą, bo można powiedzieć, zasadniczą, pomóc nadał lokalny parafianin Leonid Głuszko: on pomógł parafii dostać działkę budowlaną. «To pierwszy i najważniejszy krok, — twierdzi ojciec Władysław, — no bo jak nie ma ziemi, to nie ma o czym mówić».
10 lat trwała budowa, 2 lata trwało przygotowanie do konsekracji. Parafianie pomagali każdy swoją pracą, najwięcej oczywiście modlitwą. Pewna pomoc materialna dla przyszłej świątyni przychodziła raczej od… turystów. Od tych, kto zwiedza dawne świątynię, a czasami widząc nędzny stan, po prostu wyciąga pieniądze z portfela i oddaję księdzu, nawet nie podając swojego imienia… «Za wszystkich modlimy się, a Bóg zna ich sam», — mówi ojciec Władysław.
Ponieważ parafia niewielka, nie ma w niej rozgałęzionych i dużych wspólnot i ruchów. Jednak swoją małą sprawę robi Legion Maryi, który istnieje w Jampolu. Co więcej, nie trzeba uważać, że to po prostu «echo polskiej historii» na tych ziemiach — kilka babci, na których wszystko się trzyma. Bez wątpienia, te słynne babcie zachowały wiarę podczas prześladowań. Ale teraz starsi ludzie, jak mówi ksiądz proboszcz, to gdzieś 60‑70% parafii, reszta — to ludzie w wieku średnim. Również parafia jampolska pokłada swoją nadzieję w młodym pokoleniu. Na przykład w tym roku do pierwszej komunii przygotowało się ośmioro dzieci dzięki staraniom Sióstr od Aniołów. Siostra Teresa Jakubowska zajmowała się dziećmi młodszego wieku, natomiast siostra Antonina Chałupiak starszymi dziećmi . One przyjeżdżały z Winnicy raz na miesiąc. Szkoda tylko, że przez zmiany miejsc posługi siostry przenoszą się na inne placówki, więc teraz ojciec Władysław musi szukać innych katechetów dla młodszego pokolenia parafian. Jednak pozostaje dobrej myśli i mówi, że na następną pierwszą komunię może być przygotowanych jeszcze pięcioro młodych parafian. Mówiąc o tak nielicznej parafii, to po prostu ogromny odsetek wiernych i wielkie osiągnięcie!
Przed tym jak uroczysta procesja weszła do nowego kościoła, na jego schodkach do mikrofonu zaproszono panią Bronisławę Radziejowską, jedną z najbardziej zasłużonych jampolskich parafianek. Oczywiście, dramatyczne słowa o tym, że świątynia «zbudowana na krwi i kościach naszych przodków» to już jest metafora (w kontekście powyżej opowiedzianej historii dawnych jampolskich świątyń). Jednak ta metafora pojawia się w tych samych czasach rujnacji i prześladowań, które nam już są nieznane i tylko nieliczni świadkowie, tacy jak pani Bronisława, niosą w sobie żywe wspomnienia o tych czasach. Pani Bronisława opowiedziała historię poprzedniego jampolskiego kościoła, który został poświęcony na cześć Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i jednoczył w parafii blisko 1800 wiernych. W roku 1930, gdy kościół został zniszczony, po tych ziemiach przechodziła państwowa granica z Rumunią. Proboszczowi więc odmówiono w prawie przebywać w Jampolu, ponieważ był Polakiem — «obcokrajowcem». Sprawa ta skończyła się aresztowaniem. Podobnie zakaz dostał kapłan, który dojeżdżał z parafii cegowskiej. Zresztą katolikom wcale zabroniono się zbierać. W kościele zaś bawili się komsomolcy: ubierali szaty liturgiczne, tańczyli, a potem zrobili tam magazyn. W 1935 roku zaaresztowano księdza parafii sąsiedniej, a z kościoła zrobiono kino. O co prosili katolicy, zbierając się tajemnie na modlitwy? O cud. O cud wolności i niepodległości…
Może to jest dziwne, jednak jampolscy parafianie obchodzą odpust 24 września, w dniu Matki Boskiej Odkupicielki Niewolników. Nawet taką ikonę znalazł dla nich ksiądz. Zwłaszcza dlatego, mówią wierni, że Matka Boska zaopiekowała się budową świątyni jampolskiej. A ta sama zasłużona parafianka przekazała symboliczne klucze do nowego kościoła biskupowi Leonowi Dubrawskiemu. Właśnie biskup jako ojciec diecezji i odpowiedzialny za wszystkie jej kościoły ma symbolicznie otworzyć drzwi do jeszcze jednej świątyni. «Pasterzu, prowadź nas!» — zwrócił się do niego ojciec Władysław Chałupiak. «Mówiono mi, że jakaś pani schowała klucze do starego kościoła na sercu i kazała pogrzebać ją z nimi, — odparł biskup. — Ja bym również nie miał nic przeciwko temu! Jednak, pani Bronisławo, tylu ludzi nie dożyło do dzisiejszej uroczystości, że chciałbym jednak podzielić się z Panią tymi kluczami i pocałować Panią w dłoń. — biskupa przerwały oklaski obecnych. — Pani, można powiedzieć, jest żywą relikwią!»
Biskup Bronisław Bernacki ordynariusz odesko-symferopolski wygłosił świąteczne kazanie jako zaproszony brat w biskupstwie.
— Drodzy parafianie Jampola, — powiedział on, — macie zapisać to wydarzenie w swoich sercach, bo to jest historia. Pierwsze czytanie mówi o radości narodu żydowskiego, który wraca z niewoli. Wszyscy uważnie słuchaliście, jak kapłan Ezdrasz czytał słowo, bo w niewoli nie było Słowa Bożego — oni byli prześladowani. Otóż nastąpiła wielka radość dla katolików Jampola.
Jezus założył Kościół, wybierając sobie uczniów, — kontynuował biskup Bronisław, — i kazał im iść i nieść Słowo Boże na wszystkie krańce ziemi. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony. A dzisiaj uroczyście wnieśliście Ewangelię do waszej świątyni, otwieracie swoje serca na Mszy Świętej, żeby przyjąć Słowo, żeby ono wzrosło. Obecną wolność mamy dzięki wierze tych, życie których stracone — jak mówiła Pani Bronisława, i wierzący i księża, którzy zginęli po syberiach, gdzieś zakopane ich ciała, nad nimi może nie ma komu postawić ani pomnika, ani krzyża. Jednak my mamy swoją wolność dzięki ich wierze. Kiedyś pewien agent KGB, bardzo dumny, powiedział, że po obwodzie wołyńskim przełożono granicę dla Kościoła katolickiego: dalej na południe i na wschód faktycznie nie było komu służyć Słowu. Obecnie mamy, jak wydaje się, wszystko: kapłanów, kościoły, jednak trzeba pamiętać, że Słowo Boże jeszcze nie dotarło do wielu ludzi! Jeszcze ludzie nie przechodzą do wiary i może w tym jest jakaś nasza wina: i nas, osób duchownych, i was, świeckich. Mamy żyć tym Słowem, wiarą — i w domu, i w pracy, i wśród ludzi… Któż, jeśli nie my, chrześcijanie, będziemy dawać ludziom światło wiary, światło prawdy Bożej?
Wychowywać ludzi do życia w wierze, a przede wszystkim swoich najbliższych, — to najpierwszy obowiązek osoby wierzącej. Biskup Bronisław opowiedział dawną historię o kapucynie o. Hilarym Wilku, który w zrujnowanej świątyni, wskazując na bite stacje Drogi Krzyżowej pytał się: «Kto pobił tę Drogę Krzyżową? Kto? Wasze dzieci, Wasze wnuki?» Tak, dzieci i wnuki trzeba wychować w wierze, bo one tworzą nasze teraźniejsze społeczeństwo. Ta świątynia świadczy sobą, że nasze życie nie kończy się na ziemi, że ono idzie ku wieczności, — podsumował biskup Bronisław. — W waszym więc życiu, drodzy parafianie, nastąpił nowy etap. Niech ten kościół będzie co niedzielę taki pełny jak dzisiaj. Przychodźcie tu z dziećmi i wnukami, sąsiadami, bliskimi, żeby z tą świątynią nie stało się tego, co z poprzednią. To zależy od nas!
Dziękujemy za pomoc w przygotowaniu materiału panu Wołodymyrowi Myszczanczukowi.
Zdjęcia: Wiktor Zalewski