14 listopada 2023 roku, w wieku 85 lat, w 45. roku kapłaństwa odszedł po wieczną nagrodę do Pana ks. Bronisław Baranowski, kanonik honorowy lwowskiej kapituły metropolitalnej, długoletni spowiednik lwowski, uczeń, a później najbliższy współpracownik ks. Henryka (Pawła) Mosinga.
„Więzień i męczennik” konfesjonału, ks. Bronisław poświęcił swoje życie służbie ludziom w sakramencie pokuty i pojednania, służąc jako spowiednik w najtrudniejszych latach prześladowań za wiarę i kontynuował ją, ile miał sił, w kilku parafiach lwowskich już w okresie niepodległości. Kapłan został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przyznawanym przez prezydenta Polski za zasługi dla polskiej społeczności.
Żałobna Msza Święta za śp. księdza Bronisława Baranowskiego odbędzie się w czwartek, 16 listopada, w katedrze lwowskiej o godzinie 12:00.
Wspomnieniami o ks. Bronisławie Baranowskim podzielił się biskup pomocniczy diecezji lwowskiej Edward Kawa. Przez lata swojej posługi biskupiej utrzymywał ścisły kontakt z księdzem kanonikiem i często go odwiedzał, gdy jego starszy brat w kapłaństwie był chory.
– Moje wspomnienia są bardzo żywe. Byłem z nim w stałym kontakcie. Ostatni raz odwiedziłem księdza kanonika wczoraj. Dał mi znać, że mnie słyszy i wie, że jestem blisko niego.
Ks. Bronisław był człowiekiem cichym, pokornym, ale o wielkim sercu. Było to widoczne w jego posłudze, która również była cicha, ale bardzo owocna. Do końca życia, póki miał siły, przebywał w konfesjonale. I bardzo odpowiedzialnie traktował swoją posługę. Najczęściej spowiadał w katedrze, ale także w parafii Marii Magdaleny oraz w parafii św. Antoniego, zwłaszcza w niedzielne popołudnia, wtorki i czwartki, kiedy na msze przychodziło najwięcej osób.
Gdy tylko ojciec wyjeżdżał na leczenie lub operację, od razu dawało się odczuć jego nieobecność w konfesjonale. Był to naprawdę wielki, dużymi literami, WIELKI SPOWIEDNIK LWOWA, męczennik i więzień konfesjonału, choć wcale nie czuł się obciążony tą posługą. Wręcz przeciwnie, był zadowolony i uważał za zaszczyt, że jego kapłaństwo może w ten sposób służyć ludziom.
Ostatnio, kiedy odwiedzałem go, ks. Bronisław bardzo chętnie wspominał, jak wraz z ks. Mosingiem jeździli spowiadać na Podole, jak ich szpiegowano, jak ich kontrolowano, jak trzeba było uważać, żeby nie dać się złapać; jak potajemnie prześlizgali się do konfesjonału, a następnie znikali niezauważeni, aby służby nie rozpoznały, kto to był. Ksiądz kanonik mówił to z uśmiechem, ale w rzeczywistości było to duże ryzyko. Pełnili tę posługę, można by rzec, jako swego rodzaju „specjalni agenci Boga”, którzy pojawiali się w odpowiednim miejscu i czasie, udzielali ludziom sakramentów – i znikali. Ich posługa w tych trudnych czasach, kiedy Kościół katolicki był najbardziej prześladowany, przyniosła wspaniałe owoce. Znakiem tego są liczne powołania z otoczenia ks. Henryka Mosinga i ks. Bronisława Baranowskiego. Ksiądz kanonik opowiedział mi także, jak za czasów posługi w katedrze lwowskiej ks. Rafała Kiernickiego, przychodził do zakrystii, po cichu zostawiał skrzynkę w wyznaczonym miejscu i szedł na Mszę św., a potem przychodził i zabierał ją już wypełnioną hostiami. Było między nimi takie ciche porozumienie, ponieważ otwarta komunikacja była niebezpieczna. Dlatego ks. Rafał, ks. Bronisław i ks. Henryk wspierali się i pomagali sobie nawzajem w tak cichy, ale bardzo skuteczny sposób.
Ksiądz Bronisław właściwie rzadko i bardzo mało mówił o sobie. Bardziej słuchał innych, był człowiekiem dobrej rady, życzliwego słowa i modlitwy. Był wielkim darem dla Kościoła katolickiego, a szczególnie dla naszej archidiecezji lwowskiej. Dużo się modlił i ofiarował swoje cierpienia za nasz Kościół. I życie ks. Bronisława było dosłownie przesiąknięte cierpieniem. Od dnia, w którym został potrącony przez samochód i jego życie wisiało na włosku. Wtedy Pan wyprowadził go i wzmacniał przez te wszystkie lata bólu, chorób, operacji i leczenia. I ks. Bronisław trzymał się, nigdy się nie skarżył, zawsze był uśmiechnięty i zawsze powtarzał, że wszystko w rękach Boga. To było jego motto. Nawet gdy leżał w swoim mieszkaniu, zmęczony chorobą i wiekiem, jego delikatny uśmiech wskazywał, ile pokoju i zaufania Bogu było w jego sercu.
Ks. Bronisław pozostawił po sobie pustkę, która nieprędko zostanie wypełniona. A może wcale.
Vita Jakubowska
Zdjęcie autora