Katoliczka z Sewastopola, która wraz z rodziną przeprowadziła się do Kamieńca Podolskiego, opowiada o swojej ucieczce z Krymu
Jak wszystko się zaczynało
Oczywiście czytałam Facebooka i wiedziałam, co się dzieje, że zajęcie jednostek wojskowych niczym dobrym się nie skończy. Chociaż decydującym było nie to. Już wtedy, 4 marca, w ludziach zaczynała kipieć nienawiść. Były organizowane «oddziały samoobrony». Chociaż przed kim one zbierały się bronić, było niezrozumiałe. W nich zbierali się bandyci, w Sewastopolu jest ich dość dużo… Z bliska widziałam ten rozgniewany tłum, kiedy zerwano rajd samochodowy protestujących majdanu do lokalnych władz. Wyszedł opozycyjny deputowany do rady miejskiej Wasyl Zełenczuk, który dopiero wrócił z Kijowa, i spróbował coś dobrego powiedzieć o Majdanie. Jego głos do megafonu natychmiast został zagłuszony przez ryk i hałas «ludowych mas», celowo zebranych przez lokalny ośrodek komunistycznej partii dla przeciwdziałania. Prezes komunistów stał obok i z przychylnością obserwował ten «szał patriotyzmu», gęsto przemieszany przekleństwami. Miałam taki podwójny niebiesko żółty szalik. A jakaś kobieta chwyciła się za niego i pociągnęła, spodziewając się wyciągnąć flagę, ale gdy zobaczyła, że to jest szalik, z rozczarowaniem wypuściła go z rąk. «Po co tu stoicie, chcecie, żebyśmy was spalili, podobno jak majdanowcy palą nasz „berkut“ (jednostki specjalne milicji — red.)?! — krzyczali do nas świeżo upieczeni «panowie naszych losów». Świadomość własnej wartości dała im odwagę. Ale oni ścigali właśnie Zełenczuka, dlatego miłosiernie nie czepiali się nas.
Strach
Po tym, jak oddziały samoobrony zebrały się bronić miasta, «zapachło» likwidacją naszego Majdanu… Nie było im przed kim się bronić. Na lokalny Majdan wychodziło nas w lepszych czasach niewielu, a na ostatnim wiecu było po 15 osób. Większość z których — kobiety z dziećmi. A te oddziały potrzebowały jakichś celi. Mimo to wcale nie rosyjscy bajkerze z czaszkami, ani lokalni dresiarze najwięcej straszyli. Najgroźniejsza była ludzka nienawiść, która zaczynała się pojawiać w zwykłych, wcześniej niby normalnych ludziach. To już był nie ten hazard «kto za kim», jak w 2004 roku, a ciężka kałamutna nienawiść robiła z ludzi ślepogłuchoniemych. Nad miastem zawisła beznadziejność. Były takie dni, kiedy gdzieś wewnątrz podnosił się zwierzęcy strach, wtedy z ulic znikały nawet targowe namioty, które stały na ulicach przy siarczystych mrozach.
Ratowała mnie tylko modlitwa na różańcu.
Przychodziłam do siebie wyłącznie po modlitwie przynajmniej jednej części różańca.
" Najgroźniejsza była ludzka nienawiść, która zaczynała się pojawiać w zwykłych, wcześniej niby normalnych ludziach.
Generalnie kiedy postanowiłam wyjechać, stało się spokojnie na duszy. Zebrałam dzieci, wzięłam śpiwory, skrzypce oraz paszport zagraniczny. Chciało się myśleć, że jedziemy na kilka tygodni. Tylko wsiedliśmy do pociągu, zrobiło się łatwiej oddychać. W Kijowie strach całkowicie odstąpił.
W Kijowie
Pierwszy tydzień po prostu dochodziłam do siebie, tak niby mi jarzmo z szyi zdjęto… Za kilka tygodni zaprosiłam męża do Kijowa. Było takie uczucie, że możemy okazać się po różne strony frontu. To już było 18 marca 2014 roku po tzw. «referendum». Najpierw mieszkaliśmy w jednopokojowym mieszkaniu wszyscy razem. Później poprosiliśmy wolontariuszy, żeby się osiedlić gdzieś za miastem, może na czyjejś działce, ale żeby wszyscy razem. Całą naszą rodzinę wzięła do siebie kobieta z dzieckiem. Mieszkaliśmy prawie obok Majdanu. Mąż szukał jakiejś pracy dorywczej, natomiast ja biegłam rano na Mszę do kościoła św. Aleksandra, a przed południem wychodziłam z dziećmi na miasto. Tak naprawdę potrzebowaliśmy miesiąca, by po prostu wrócić do siebie. Wychodziłam na Majdan, pomagałam rozdawać różańce. To było tak inspirujące! Ponieważ nawet nie wierzący brali je dla modlitwy, rozumiejąc, że na razie Ukrainę może uratować tylko Bóg. Coś wspaniałego także było brać udział w ogólnej modlitwie podczas wieca.
" To bardzo przykre, że nawet katolickie parafie w Sewastopolu i Jałcie są z «koloradzkimi» wstążkami.
Wyrwaliśmy się z głębokiej jamy
Kiedy do mnie dzwonili krewni z Sewastopola i próbowali wmówić, że Sewastopol odnalazł wreszcie «łaskę powrotu do ojczyzny», więc po prostu mamy obowiązek powrócić, powiedziałam, że może być wrócę, kiedy tam na placach ludzie zaczną się modlić. W porównaniu do Kijowa w tym momencie Sewastopol wyglądał jako czarna przepaść, z której wreszcie potrafiliśmy się wyrwać…To bardzo przykre, że nawet katolickie parafie w Sewastopolu i Jałcie są z «koloradzkimi» (stonkowatymi — red.) wstążkami. Chociaż na referendum poszli daleko nie wszyscy — tylko 30% mieszkańców Krymu. Jednak wkrótce kiedy zaczęto coraz więcej emitować rosyjską telewizję, wielu mentalnie akceptowało «rosyjski projekt». Po prawdzie, kiedy to zaczynają żałować krymczanów, cały czas pragnę donieść zdanie, że gdyby Krym wjechał do następnego etapu ukraińskiej historii na końcu Majdanu, toby Ukraińcy tak i zostali dla wielu z nich «faszistami i banderowcami». Ukraina na Majdanie przeżywała i nadal przeżywa swoje czyśćce. Krym potrzebuję swojego. Teraz stąd często telefonują koledzy. Najczęściej pada takie zdanie: «Jestem w izolacji». Skarżą się, że nie mają nawet z kim porozmawiać. Na Krymie panuje totalna euforia i brak chociażby jakiegoś trzeźwego spojrzenie na rzeczywistość. Po cichutku, oczywiście, przychodzi uprzytomnienie, ale na razie znowu z pretensjami: «Przecież nie widzieliśmy!»
Kamieniec Podolski. Zdjęcie Ołeny Kaczurowskiej
Miasto do nowego życia
Gdy mówić o naszej ucieczce z pozycji wiary, chyba powstają nowe aspekty takiego przeżycia jako Drogi. Dla naszej rodziny taka droga dużo wszystkiego odkryła. Kiedy znaleźliśmy się przed wyborem — zostać w Kijowie, gdzie w obrzężach miasta zaproponowano nam mieszkanie, a mąż znalazł dobrze opłacalną pracę, lub znowu jechać gdzieś indziej — wybraliśmy drugie. W trakcie dyskusji padły takie słowa: «Polegać na sobie i pozostać tutaj, bądź polegać na Bogu i pojechać do Kamieńca Podolskiego». Dlaczego Kamieniec? Szczerze mówiąc, chciało się dotąd, gdzie jest wielu wierzących, nawet nie myśleliśmy o innych walorach miasta. Pamiętałam, jak w swoim czasie w latach 90‑tych gościli nas Polacy, jak traktowali nas ludzie w zeszłorocznej pielgrzymce do Berdyczowa. Prawdopodobnie, to bardzo grzało, a jeszcze może po prostu chciałam «ukryć» dzieci.
Te wszystkie przeprowadzki i niestabilność zgromadziły naszą rodzinę, był nawet moment kiedy cała nasza rodzina została oskarżona o kradzież. A motywowano to tym, że jesteśmy «ludźmi w rozpaczliwej sytuacji». Przetrwaliśmy to w modlitwie i ufności Bogu. Po prostu najbardziej zaskoczyło to określenie. Prawdę mówiąc, odkąd opuściliśmy Sewastopol, zawsze czuliśmy się bezpieczni. Bóg cały czas posyłał nam ludzi i pomóc. A teraz wydaje mi się że rozpaczliwa sytuacja była tam, w Sewastopolu, bo akurat tam najsłabszy był ogień nadziei.
A tutaj naprawdę trafiliśmy do «kraju cudów».
Niewiarygodnie piękne miasto o bogatej historii, przyjaznych mieszkańcach, przekłuwanym głosie dzwonów i procesji po całym mieście. Wolontariusze spotkali nas i osiedlili w przepięknym mieszkaniu. Przez pierwsze 2 miesiące, póki nie zdecydowaliśmy się z pracą, byliśmy w pełni zaopatrzenii w jedzenie. Państwo nie pomagało nam finansowo, ale ludzie na swoich miejscach zrobili wszystko, co od nich zależało, aby nam pomóc. Dzieci poszły do szkoły i poznały nowych przyjaciół, a jeszcze niedawno odwiedziliśmy «urodziny parafii» — cudowny festiwal, który teraz nasza Kamieniecka parafia Najświętszego Serca Jezusa obchodzi co roku. Chcę zostać w tym mieście na zawsze. Zakochałam się w tym mieście. Chyba dlatego, że właśnie tutaj i teraz nasza rodzina tak mocno zobaczyła cuda Boże. A najważniejsze to, że tutaj nie mówi się w języku nienawiści oraz agresji. Nawet za tych, którzy rozpala tę okropną wojnę, trwa modlitwa: modlitwa o pokój, modlitwa za zmarłych i (jako spełnienie prośby Matki Boskiej Fatimskiej) modlitwa o nawrócenie Rosji.
Sudak. Zdjęcie Ołeny Kaczurowskiej
Notatka:
Rosyjska aneksja Krymu zaczęła się umocnieniem separatystycznych nastrojów na półwyspie pod koniec lutego 2014 roku. Rosja wprowadziła na półwysep «zielonych ludzików» — wojskowych bez rozpoznawczych znaków.
Od 1 marca 2014 roku wojska rosyjskie zaczynają masowe działania, mające na celu zablokowanie ukraińskich baz wojskowych na Krymie.
16 marca 2014 roku na Krymie nielegalnie przeprowadzono referendum, podczas którego mieszkańcy rzekomo zagłosowali za odłączeniem się od Ukrainy i przyłączeniem się do Rosji.
18 marca 2014 r. Rosja przyłączyła do swojego składu Krym oraz Sewastopol jako podmioty Federacji Rosyjskiej.
Świat nie uznał aneksji Krymu.