fot.: Mariusz Krawiec SSP
Jakie skojarzenia wywołują u Was słowa „dzieci wojny“? Do niedawna kojarzyły mi się z sąsiadką emerytką, urodzoną w czasach II wojny światowej, a ten oficjalny status w Ukrainie musiałby naturalnie wyczerpać się po odejściu do wieczności ludzi urodzonych w owych czasach. Żyjemy jednak w czasach, gdy te słowa zyskują nowe znaczenie, co więcej osiągają krytyczną skalę w swoich konsekwencjach.
Dzisiaj wzdłuż linii demarkacji na terenach kontrolowanych przez państwo ukraińskie mieszka około 200 tys. dzieci, jeszcze 15 tys. w pięciokilometrowej strefie wzdłuż linii frontu. To dzieci, które usłyszawszy strzały, mogą ustalić odległość do miejsca prowadzenia aktywnych działań wojskowych i powiedzieć „doleci czy nie doleci“ bądź z fragmentów pocisków określić ich rodzaj i kaliber. Niektóre z nich nie pamiętają spokojnego życia, ponieważ są rówieśnikami wojny, niektóre pamiętają, jakie było życie do wojny i potrafią porównać z tym terazniejszym. Ale żaden z nich nie wie, gdy przyjdą czasy po wojnie, jak również nikt nie umie zdefiniować skali zespołu stresu pourazowego.
Pionerskie, obwód doniecki, Ukraina. Świeci słoneczko, do morza kilka kroków, pod każdym płotem obficie i kolorowo kwitną irysy i słodko pachnie bez. W pobliżu domu, w którym znajduje się Centrum dla Dzieci „Kowczeg“ (pol. Arka — red.) Chrześcijańskiej Służby Ratunkowej, wesoło krząta się grupka dzieci o różnym wieku. Pilnują je oraz w razie potrzeby ingerują wychowawcy, którzy stali się dla tych dzieci jeszcze jedną rodziną. Dzieci z Pionerskiego oraz innych kilku sąsiedzkich wsi spędzają tu dużo czasu, ponieważ w miejscach ich zamieszkania faktycznie nie ma gdzie się podziać — zabawy na ulicy niebezpieczne, w domu też nie zawsze jest przytulna atmosfera, a jednak chce się czuć dziećkiem. Centrum Kowczeg daje taką możliwość.
Małżonkowie Wołodymyr i Oksana już od kilku lat opiekują się dziećmi z szarej strefy, organizując dla nich nie tylko ciekawy i bezpieczny wypoczynek, ale także ewangelizację i katechizację, aby dać dzieciom podstawy wiary i kontaktu z Bogiem:
— Obecnie nasze Centrum działa w dni powszednie w szkole w Pionerskiem i Tałakówce. Są to głównie różne kursy rękodzieła, ale także ewangelizacja. Raz w tygodniu prowadzimy zajęcia w przedszkolu, a w sobotę mamy zajęcia w Centrum Kowczeg (Arka). Gromadzi się od 30 do 50 dzieci różnego wieku. Razem spędzamy czas grając w gry, prowadzimy zajęcia, katechizację. Właśnie w ostatnią niedzielę mieliśmy chrzest oraz pierwszą komunię dwojga dzieci z naszego Centrum. Przygotowywaliśmy je do tego dnia przez cały miniony rok. Dzieci w Tałakówce i Prymorskiem pozostają u nas w niedzielę, żeby uczestniczyć we mszy świętej. Po mszy także mamy dla nich program rozrywkowy i odprowadzamy je do domów. Tutejsze dzieci przychodzą do nas codziennie po szkole. Pomagamy im w odrabianiu lekcji, raz w tygodniu odbywa się lekcja angielskiego. Mamy miejsce na grę, czas na komunikację, modlitwy. Latem planujemy półkolonie dla nich. Oczekujemy blisko 50 uczestników. Z doświadczenia zeszłego lata możemy stwierdzić, że to najlepsze, co możemy im dać podczas wakacji — by nie błądziły bez opieki. Ponieważ tereny dookoła są częściowo zaminowane, jak też i morze, więc nie wszędzie można bezpiecznie chodzić. A z nami zostaną dopilnowane i spędzą dobrze czas. Mamy już wolontariuszy, którzy zgłosili się nam pomagać podczas półkolonii. Zatem przygotowujemy się.
Chrześcijańskiej Służbie Ratunkowej pomagają zakonnice ze Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Pola. Co sześć tygodni dwie siostry przyjeżdżają i angażują się w pracy z dziećmi w Centrum i z lokalnymi mieszkańcami. Siostra Kamila dzieli się z CREDO swoimi wrażeniami z pierwszego tygodnia pobytu w Pionerskiem.
– Jestem drugi raz w Ukrainie. Po raz pierwszy byłam w Smotryczu (obwodu winnickiego – red.), pracowałam w domu dla ludzi starszych. Tam nasze siostry posługują chorym i samotnym osobom, które już nie potrafią samodzielnie zadbać o siebie, których trzeba wykąpać, przebrać, nakarmić. Siostry także odwiedzają ludzi w domach, prowadzą przedszkole, świetlicę dla uczniów podstawówki. Czyli tam praca dobrze uregulowana. Przyjechawszy dotąd uświadomiłam, że tu będzie zupełnie inaczej zarówno pod względem organizacji pracy, jak i samego miejsca. Dla mnie jest to zupełnie nowa sytuacja. I przyznam szczerze, że świadomość bardzo bliskiego strzelania zmusza tłumić oddech. Wczoraj rano modliliśmy się różaniec, a tam strzelano. I szczerze mówiąc, było trochę strasznie. Jednak trzeba przyznać, że nie jest to przygnębiające, ponieważ odwiedzimy nasze staruszki, przyniesiemy im Słowo Boże, podzielimy się z nimi, a oni z nami tym, co usłyszą.
Poczucie obecności Boga w jakiś sposób wypiera niepokój. A dzieci i ich obecność tutaj w ogóle sprawiają, że wszystko wokół widzimy po innemu. One przychodzą tu jak do swojego domu, czują się tu docenione i kochane. A my staramy się dać im wszystko, czego potrzebują, aby służyć im całym sercem, być tylko dla nich na sto, nawet więcej procent. Cieszę się, że mogę tu być, otrzymać całkiem nowe doświadczenie i poznać tak różnorodną Ukrainę, która bardzo się różni na zachodzie i wschodzie. W tej różności tkwi bogactwo kraju. Dla nas to także możliwość poszerzenia własnych horyzontów, nie tylko geograficznych, a także mentalnych.
fot. Mariusz Krawiec SSP
Posługa ta byłaby niemożliwa bez łaski Ducha Świętego, którą w nas wlewa, abyśmy mogli skutecznie pomagać dzieciom właśnie tutaj, w tym miejscu, i to że możemy być razem, modlić się, bawić, to Jest jego wielka zasługa. Modlitwa daje nam spokój i pewność, że jutro znów damy sobie radę i wszystko będzie dobrze. A kiedy mój pobyt w Pionerskiem skończy się, zabiorę ze sobą bardzo ciepłe i dobre wspomnienia i będę się modlić za wszystkich, kogo spotkałam, — powiedziała.
Siostra Ewa jest po raz pierwszy w Ukrainie przed tym przez 6 lat pracowała w Kazachstanie i chce tam wrócić. A o swojej posłudze w Pionerskiem opowiada tak:
– Możliwość bycia i służenia to wielka radość. Ta radość budzi we mnie przykład oddanego służenia. Jestem pod wrażeniem tego, jak pełnią swoją misję małżonkowie Wołodymyr i Oksana. Ich życzliwość i serdeczność gromadzą dzieci, które odzyskują to poczucie domu, opieki i troski. Ich starania i pragnienie uczynić świat lepszym tu i teraz bardzo inspirują. Wraz z nimi my także odwiedzamy ludzi w ich domach, aby porozmawiać, pomodlić się razem, wysłuchać ich, ponieważ oni tego bardzo potrzebują. W wyniku wojny przeżywają trudne czasy czują się przygnębieni, jednak nie stracili nadziei, a nasza posługa bardzo ich wspiera, nie daje wygasnąć nadziei. Ja również mam kwalifikacje opiekuna medycznego, co pozwala mi udzielać niezbędnej pomocy chorym: zmierzyć ciśnienie, założyć opatrunek, zrobić masaż leczniczy. Kocham swoich pacjentów a moje serce cieszy się, że mogę komuś pomóc, chociaż jakoś ulżyć czyjeś cierpienie poprzez swoją posługę. Szczerze mówiąc wcześniej nie miałam tak bezpośredniego kontaktu z dziećmi. Głównie pracowałam z chorymi. Tutaj zaś otrzymuję nowe doświadczenie. Bardzo mnie cieszy fakt jego skuteczności, nie ma jakiejś bariery między nami, mogę znaleźć wspólny język z nimi, mogę się z nimi bawić, śmiać i modlić.
Centrum Kowczeg stało się domem dla dzieci, które z powodu wojny straciły poczucie pełności swojego dzieciństwa, poczucie bezpieczeństwa. Są to dzieci rodziców, którzy stracili pracę z powodu wojny, a także finansową i moralną zdolność dbać o swoje dzieci. Te dzieci pochodzą z rodzin, którym nie ma gdzie jechać, mieszkają więc tam, gdzie nie bardzo bezpiecznie, ale nie ma innego wyjścia. Dziś ich dzieci ponownie uczą się tu żyć, uczą się ufać i kochać, opiekować się, pomagać. Ale przede wszystkim dzieci w tym miejscu wspominają, co to znaczy być beztroskimi dziećmi, których się przytuli, z którymi się pobawi i których się nauczy modlić.