Ostatnio w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej głośno o wypowiedzi osób, na których zrozumienie i wsparcie Ukraina bardzo liczy w związku z wielką wojną, którą rozpętała rosja przeciwko Ukrainie. Podobne nieprzyjęcie i niezrozumienie społeczeństwa ukraińskiego wywołał szereg wypowiedzi i niedomówień w sprawie wojny w Ukrainie papieża Franciszka. Całkiem niedawno na „listę” trafił także abp Mieczysław Mokrzycki metropolita lwowski w związku z niektórymi budzącymi kontrowersje wypowiedziami dla dziennika „Avvenire”.
Dziś metropolita Mieczysław Mokrzycki zgodził się porozmawiać i podzielić swoimi przemyśleniami o swoim wywiadzie dla włoskiego media, możliwych przyczynach unikania przez Ojca Świętego nazywania agresora po imieniu oraz czemu papież użył terminu "humanizm" w odniesieniu do narodu, który w większości popiera atak na Ukrainę. A także o miłości do nieprzyjaciół, miłości do Ukrainy, o warunkach przebaczenia, o tym, czy jest możliwe pojednanie, o problemach językowych i moskiewskim patriarchacie w Ukrainie.
— Na początku wielkiej wojny Ukraińcy byli oburzeni, że od Stolicy Apostolskiej czyli z ust papieża Franciszka przez dłuższy czas nie wybrzmiało imię agresora i napastnika. Ktoś uważa, że Watykan zajął stanowisko neutralności, ktoś nazywa to watykańską dyplomacją, według jeszcze innej wersji tego wymagają pewne protokoły międzynarodowe. Jak Ksiądz Arcybiskup skomentuje takie stanowisko Watykanu?
— Takie stanowisko Stolicy Apostolskiej nie jest czymś nowym, czymś co zaistniało za papieża Franciszka. Podobnie wypowiadali się i wcześniejsi papieże: św. Jan Paweł II, Benedykt XVI czy ich poprzednicy. Ale jednocześnie mówili w taki sposób, że świat wiedział, kto jest agresorem. Na przykład, papież Pius XII też nie nazywał imienia Hitlera. Było to podyktowane między innymi oświadczeniem Episkopatu Holandii, na które naziści zareagowali masowymi represjami. Po tym oświadczeniu zostało aresztowanych dużo katolików, wśród nich także św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Dlatego Pius XII wysławiał się ostrożnie, jednak z jego wypowiedzi wyraźnie widać, że to właśnie III Reich stoi za milionami ofiar. Uważam, że na początku wielkiej wojny papież Franciszek czynił podobnie. Swoją wizytą do ambasady rosyjskiej wskazał na głównego odpowiedzialnego za tę wojnę.
— A jak osobiście Ksiądz Arcybiskup określiłby to, co się dzieje w Ukrainie?
— Jest to wojna okrutna i niesprawiedliwa, która została rozpętana przez rosyjską federację przeciwko Ukrainie. W tej wojnie Ukraińcy walczą o wolność i prawo żyć w pokoju we własnym kraju.
— Nie mogę nie wspomnieć tu o wywiadzie dla włoskiego dziennika „Avvenire”. Niektóre wypowiedzi zabrzmiały dosyć kontrowersyjnie i spotkały się z niezrozumieniem ukraińskich czytelników. Czy może Ekscelencja jakoś to skomentować?
— Przyznaję się, że to był mój błąd i chcę za to przeprosić. Potraktowałem pytanie dziennikarza z dużym uproszczeniem, jak uogólnienie tego, że wielu spośród przesiedleńców rozmawia po rosyjsku, ponieważ przyjechali ze Wschodu Ukrainy, gdzie duża część mieszkańców jest rosyjskojęzyczna. Warto było zapytać raz jeszcze Giacomo Gambassiego, o co dokładnie mu chodziło.
— Sprawy językowe są obecnie tematem bardzo dotkliwym. Jakie jest zdanie Księdza Arcybiskupa na temat miejsca języka rosyjskiego w społeczeństwie ukraińskim?
– Moim zdaniem dyskusje na temat dwóch języków państwowych są niedorzeczne. Językiem państwowym w Ukrainie powinien być język ukraiński. Jest to oczywiste i nie podlega dyskusji. Podając Szwajcarię jako przykład, miałem na myśli tolerancję językową w granicach jednego państwa, a wcale nie to, że język rosyjski powinien być uznany jako drugi państwowy. W żadnym przypadku. Ale u siebie w domu obywatele mogą rozmawiać w tym języku, w którym chcą, który znają z dzieciństwa. To prawo jest ustalone w każdym kraju demokratycznym. Tak, dzisiaj język rosyjski, to język agresora i okupanta, dla wielu osób słyszeć ten język to bolesne doświadczenie. Podobno jak Polaków po II wojnie światowej bolało brzmienie języka niemieckiego. A jednak nikt go nie zabraniał. Nawet państwo Izrael. Myślę, że jednak lepiej dołożyć wszelkich starań do popularyzacji języka ukraińskiego, kultury, stwarzać warunki do nauki języka, aniż zabraniać rosyjski.
— Przykład Szwajcarii jako wzorca tolerancji do różnych języków w obrębie jednego państwa to zarzut, że Ukraina nie jest wystarczająco tolerancyjna?
— Ten fakt, że Zachodnia Ukraina przyjmuje uchodźców, większość których rozmawia po rosyjsku i wspiera ich na wszelkie możliwe sposoby, pomaga im, właśnie świadczy o bardzo wysokim poziomie tolerancji. Ale wojna bardzo wyostrza percepcję. Ja rozumiem oburzenie i wrogie nastawienie wielu ludzi do wszystkiego co rosyjskie. Mówiłem o tym w wywiadzie dla „Avvenire”. Ja ich rozumiem. Ale jak biskup, jako duszpasterz, pragnę przemawiać nie z punktu widzenia ludzkich ran czy doświadczenia, ale z punktu widzenia Ewangelii. Nasz Pan nawołuje nas nie tyle do tolerancji, co do miłości. A to o krok dalej. Jezus nie mówił tolerujcie waszych wrogów, On powiedział – miłujcie waszych wrogów. A kategoria „wróg” ma dziś dla Ukraińców konkretną nazwę – rosyjscy napastnicy.
— To jak mamy miłować tych, co przyszli nas zabijać, torturować, niszczyć wszystko na swojej drodze?
— Po ludzku nie jest to możliwe. Nikt nie jest w stanie wypełnić tego przykazania bez łaski Bożej.
— Co należy zrobić, żeby dostąpić łaski spełniania przykazania „miłujcie waszych nieprzyjaciół”?
— Miłować – to życzyć człowiekowi dobra. Największym dobrem dla człowieka jest zbawienie. A zbawienie nie jest możliwe bez skruchy i nawrócenia. Miłować wroga, w naszym konkretnym przypadku – rosyjskich agresorów – to modlić się o skruchę i nawrócenie dla nich. Aby zaprzestali rozsiewać śmierć i spustoszenie, aby się nawrócili do Pana Boga i odpowiedzieli za wszystkie zadane krzywdy.
— Jeszcze jedna dotkliwa dla ukraińskiego społeczeństwa kwestia – działalność w Ukrainie Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego.
— Dla wielu wiernych i kapłanów Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego sytuacja jest dość trudna. Wielu zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje i wiem, że ich hierarchowie błogosławili swoich wiernych na wstąpienie do wojska, by bronić Ukrainy z bronią w ręku. Niestety są też fakty współpracy z okupantami pewnych osób jak wśród wiernych, tak też wśród duchowieństwa. Myślę, że takie przypadki należy rozpatrywać każdy z osobna, unikając uogólnień. Mimo to zabranianie Kościoła, przynależność do którego deklaruje kilka milionów osób, może być niebezpieczne. Potrzeba tu bardzo rozsądnego i wyważonego podejścia.
— Nie mogę pozostawić bez uwagi wypowiedzi papieża Franciszka, w której to przychylnie wyraził się o humanizmie narodu rosyjskiego, o Dostojewskim, jak przykładzie tegoż humanizmu… Miało to efekt bomby informacyjnej. Co Ksiądz Arcybiskup o tym sądzi?
— Dla mnie jest zrozumiałe stanowisko Ojca Świętego, kiedy stara się nie obwiniać w wojnie całego narodu. Tak, wiemy, że według danych statystycznych większość rosjan popiera zbrojną agresję rosji na Ukrainę, ale współudział w tym jest indywidualny. Wiemy też, że część społeczeństwa nie popiera tej wojny. Niestety to niewielka część społeczeństwa. Ale myślę, że w ten sposób Ojciec Święty próbuje odnaleźć klucze, żeby otworzyć drzwi ludzkich serc, dlatego podaje jako przykład autorów bliskich temu narodowi. Niewątpliwie taką postać jak Fiodor Dostojewski ukształtował jego czas i mentalność. Z wieloma jego poglądami trudno się zgodzić. Jednak on wciąż uważany jest za klasyka literatury światowej. Święty Papież Jan Paweł II lubił czytać Dostojewskiego, ale to nie przeszkadzało mu kochać i wspierać Ukrainę.
— To ja jeszcze zapytam, czy osobiście Ksiądz Biskup uważa naród rosyjski „wielkim narodem”?
— Myślę, że naród rosyjski znalazł się w szponach złudzeń co do własnej wielkości. Wierzę, że jest to naród, który ma przed sobą długą drogę oczyszczenia i pokuty.
— Po II wojnie światowej miało miejsce spotkanie dwóch episkopatów — niemieckiego i polskiego. Spotkanie to odbyło się pod hasłem „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Czy podobne spotkanie biskupów Ukrainy i rosji jest możliwe w przyszłości?
— Najpierw był list biskupów polskich. List został podpisany w trakcie trwania Soboru Watykańskiego II, jednym z biskupów, którzy podpisali wtedy ten list, był Karol Wojtyła. Warto dodać, że był to rok 1965, czyli 20 lat po wojnie. Podkreślam to, bo warto zrozumieć, że zaraz po wojnie wszystkie zadane przez nią rany były wciąż świeże. Społeczeństwo polskie stopniowo dojrzewało do tego aktu. Przebaczenie jest sprawą bardzo poważną. Tego nie można udawać. A zanim to się stało, wielu Niemców przyjeżdżało do Polski prosić o przebaczenie, odwiedzali Auschwitz.
Czy takie spotkanie biskupów Ukrainy i rosji jest możliwe? Myślę, że do tego trzeba też dojrzeć, modlić się. Dlatego my, biskupi Kościoła Rzymskokatolickiego w Ukrainie, chcemy w przyszłym roku ogłosić Rok Miłosierdzia Bożego – czas refleksji nad tą tajemnicą, jaką jest przebaczenie. Poprosimy Pana Boga, aby powoli przygotowywał nasze serca na przebaczenie.
— Ksiądz Arcybiskup rozpoczął swoją posługę w Ukrainie 15 lat temu, 14 lat temu stanął na czele metropolii lwowskiej. Czy przez te lata udało się pokochać Ukrainę?
— Kocham Ukrainę, ta ziemia zawsze była mi bliska i chcę pozostać wierny mojej posłudze Kościołowi w Ukrainie.