Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.
17 marca 2025 r. we Lwowie odbyło się poświęcenie pomieszczeń oraz oficjalne otwarcie Centrum duchowego, psychospołecznego i psychoterapeutycznego wsparcia im.o.Henryka (Pawła) Mosinga. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele różnych organizacji charytatywnych, które pomagały i wspierały powstanie przestrzeni, służącej jako miejsce udzielania pomocy psychologicznej i rehabilitacji dla weteranów, ich rodzin oraz wszystkich, których dotknęła wojna.
Wśród gości był także dyrektor zespołu „Pomoc Kościołowi na Wschodzie” przy Sekretariacie Episkopatu Polski, o.Leszek Kryża TChr. Pod jego kierownictwem zrealizowano i nadal realizuje się wiele projektów humanitarnych dla Ukrainy.
W komentarzu dla CREDO o. Kryża podzielił się swoimi refleksjami na temat osobistego znaczenia podróży na Ukrainę podczas pełnoskalowej inwazji oraz tego, w czym przede wszystkim dostrzega swoją misję jako naoczny świadek wojny w Ukrainie.

— Przyznam, że jestem w Ukrainie w czasie tej pełnoskalowej wojny po raz dwudziesty ósmy. Więc można sobie to łatwo podzielić i wychodzi prawie raz w miesiącu. I powiem szczerze, że każdy wyjazd jest dla mnie taką absolutną lekcją. Po pierwsze, lekcją tego, czym jest wojna. Ja wojnę znałem z opowiadania mojego taty, moich wujków, którzy byli w czasie II wojny światowej. Znałem wojnę z filmów, z literatury i nagle się spotykam z bardzo realną, konkretną wojną. Nie teoretyczną, nie kosmiczną, nie cyfrową, tylko realną wojną, gdzie są wybuchy, gdzie ludzie giną, gdzie trzeba uciekać, gdzie są alarmy. I każdy ten wyjazd na Ukrainę jest dla mnie taką lekcją, że wojna nie jest czymś abstrakcyjnym, że ona może dotknąć każdego i to bardzo, bardzo konkretnie. To po pierwsze.
Po drugie, każdy wyjazd na Ukrainę, również ten ostatni, jest też dla mnie taką lekcją ludzkiego zaufania. No bo wyobraźmy sobie funkcjonować normalnie w takim czasie, kiedy masz alarmy, wybuchy i kiedy twoja przyszłość, twoje jutro jest kompletnie niepewne. Czasami bywam w Charkowie, w Chersoniu, przez całą noc słyszę te wybuchy. I tak się zastanawiamy, czy ten dom, który wczoraj oglądaliśmy, dzisiaj będzie tam w tym miejscu stał? Czy ci ludzie, z którymi rozmawialiśmy wczoraj, dzisiaj jeszcze będą żywi? I to są takie trudne sytuacje i ja staram się potem o tym w Polsce mówić, o realnej wojnie. Nie o takiej teoretycznej, takiej właśnie trochę filmowej, tylko bardzo realnej, konkretnej. I dlatego to jest też chyba trochę moje zadanie, żeby ludziom uświadamiać, że ta wojna ma swoje realia. Dzisiaj razem z księdzem arcybiskupem i biskupem Janem byliśmy na cmentarzu, na tak zwanym Marsowym Polu. No i to robi ogromne wrażenie, ten las flag na świeżych grobach, to głównie młodzi chłopcy. Podobnie jest w Charkowie na cmentarzu wojennym, też jest ogromny las tych flag, które przypominają, że tam leżą ofiary najnowszej wojny. I to wszystko powoduje, że człowiek zupełnie inaczej na te realia wojenne spogląda, i na Ukrainę i na tą całą sytuację.
Z pewnością, te wyjazdy do Ukrainy są psychologicznie trudne w takim czasie.
— Niedawno miałem wywiad w jednej z telewizji i pytano mnie: „Czemu ksiądz tam jeździ, na tą Ukrainę. Nie łatwiej by było, jeżeli macie jakąś pomoc, spakować, wysłać. Nowa Poszta funkcjonuje dobrze, przecież to za kilka dni wszystko tam dotrze. No i mówię:”Tak, byłoby łatwiej, ale wtedy ja nie byłbym wiarygodny. Ja jestem świadkiem tego, co się tutaj dzieje i jak to wszystko wygląda i jestem też pewien, że nasza obecność, bo nie sam jeżdżę, jest też takim ważnym znakiem dla tych ludzi. Szczególnie tam, na tych trudnych terenach. Takim znakiem, że nie jesteśmy sami, że jednak ktoś tu o nas pamięta, ktoś nas odwiedza. Może niekoniecznie przywozi jakieś cudowne rzeczy, ale jest. Ktoś powiedział pięknie: „Sama obecność jest jakby takim najniższym stopniem miłości” i myślę, że to jest coś z tego. Sama obecność. My nie musimy używać wielkich słów, nie musimy deklarować, że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stanie. Nie. Trzeba poprostu być. Widzę tą waszą biedę, widzę tą sytuację trudną. No i na tyle, na ile mogę, staram się temu zaradzić. I każdy taki wyjazd jest dla mnie lekcją i ten obecny też.
Dziś wziął Ksiądz udział w otwarciu Centrum pomocy psychologicznej, którego powstanie było możliwe również dzięki zespołowi, którym ksiądz kieruje. Księdza zdaniem, na ile jest to aktualna i potrzebna forma pomocy?
— Cieszę z tego, że mogłem — nie ja, ale ludzie, dzięki którym ja mogę tę pomoc przekazywać, że możemy uczestniczyć w tworzeniu się takiego centrum. To jest to, co ja mówiłem właśnie tam na sali, że to centrum dotyka człowieka. A Jan Paweł II zawsze nam przypominał, że najważniejszą drogą Kościoła jest człowiek. Nie masa, nie tłum, ale człowiek konkretny, jeden, jedyny. Człowiek ze swoimi plusami, minusami, ze swoim bólem, wzlotami, upadkami itd. To jest droga Kościoła. I to centrum, które dzisiaj zostało tutaj otwarte, no akurat się w to wpisuje, bo ono jest dedykowane człowiekowi, który przychodzi z różnymi swoimi trudnościami, kłopotami, przeżyciami, traumami i tam wspólnie z tymi, którzy w tym centrum posługują, będzie szukał jakiegoś ratunku i to jest dla mnie piękne.

Coraz trudniej mówić o Ukrainie na zachodzie, nawet w Polsce. Ludzie są zmęczeni słuchaniem o wiojnie. Ale my jesteśmy zmęczeni życiem na wojnie i grzebaniem przyjaciół, rodziny… Jak mamy przebić się do świata na nowo?
— Trudno, tak. Ja zresztą często we wszystkich rozmowach czy wywiadach mówię, że mamy prawo się czuć zmęczeni tą wojną. Mamy prawo nawet się czuć zmęczeni tym pomaganiem. Ja to wszystko rozumiem. Tym bardziej, że w tej chwili tempo informacji, jakie do nas napływają, jest piorunujące. To, co dzisiaj jest wielkie, sensacyjne, jutro już jest przeszłością. Już pojawiają się inne ogniska, inne sensacje itd. Ale nie możemy, i to cały czas przypominam, na to wszystko zobojętnieć. Nie możemy powiedzieć, że nas ten temat nie interesuje. I na tyle, na ile jeszcze nas stać, na tyle, na ile możemy, żebyśmy o tym pamiętali i tą pamięć, na miarę naszych możliwości przekładali na jakąś realną pomoc. I tyle. Między innymi po to też przyjeżdżam do Ukrainy, żeby potem tam w Polsce właśnie mówić: „Jesteśmy tam jeszcze ciągle potrzebni, my i nasza pomoc”. No i oczywiście cały czas proszę o dwie rzeczy. Po pierwsze o takie życzliwe spojrzenie i o wsparcie modlitewne.
A ludziom, którzy chcą pomagac powtarzam, żeby robili to mądrze, czyli korzystając z tych organizacji, z tych ścieżek, które są już przetarte, które wiedzą jak dotrzeć, gdzie dotrzeć i wtedy możecie być spokojni, że ta pomoc została przekazana tam, gdzie trafić powinna.
Vita Jakubowska
Zdjęcia: Pomoc Kościołowi w Potrzebie