Logo ChSR.
Portal internetowy CREDO spotkał się ze członkami Chrześcijańskiej Służby Ratunkowej. Jest to międzywyznaniowa misja, która spieszy z pomocą ludności cywilnej oraz wojskowym w najbardziej niebezpiecznych rejonach tzw. ATO (Antyterorestycna Operacja) — na froncie.
Natalia Łuczko, dyrektor funduszu dobroczynnego ChSR
— Proszę powiedzieć, czym Pani się zajmuje?
Natalia Łuczko: Nazywam się Natalia Łuczko, jestem (na prośbę moich braci) dyrektorem FD «Chrześcijańska Służba Ratunkowa». Pracujemy razem. Nie ma tak, że jestem dyrektorem więc siedzę, a oni pracują, my mamy swoją organizację, oni — swoją. ChSR to jedna organizacja, robimy jedną sprawę. Państwu trzeba, żeby ustawowo to była fundacja, towarzystwo dobroczynności, dlatego nazywana jestem dyrektorem, ale wykonuję dokładnie taką samą pracę, jak każdy.
Andrij Czmiłenko: Jestem kijowianinem, urodziłem się i mieszkam na Ukrainie, w Kijowie. Mam 45 lat, jestem żonaty, mam trójkę dzieci. Jestem katolikiem, z kijowskiej parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, którą opiekują się Ojcowie Karmelici Bosi. W ChSR jestem szefem sztabu i koordynatorem ruchu «Chrześcijańska Służba Ratunkowa».
Rzeczywistość życia wojennego
Andrij Czmiłenko: Natalka była na froncie od 2015 roku. Jej mąż zaginął bez wieści na Donieckim lotnisku. Ona sporo czasu poświęciła temu, żeby go odszukać. Jest nadzieja, że on żyje, że jest w niewoli, dlatego dużo modlimy się za niego i za Natalkę.
Natalia Łuczko: Jestem wierząca od dzieciństwa, bo urodziłam się na wsi, tam wszyscy bardzo poważnie do tego podchodzą. Najwyraźniej tak miało być, że trochę oderwałam się od Kościoła: praca, rodzina, nie znajdowałam na to czasu. Chodzilśmy do kościoła raz w miesiącu, na Mszę przyszliśmy i już. Potem tak się złożyło, że szukałam jak dostać się do strefy ATO. Znalazłam Igora Sztorma i on powiedział: «Lepiej ja cię wezmę, niż ty sama tam się dostaniesz». Tak pod jego nadzorem zaczęłam jeździć.
Miałam tylko dojechać do miejscowości Pisky, do Wodianego. Miałam informacje, że był tam, stamtąd wychodził na lotnisko. Od 12 do 22 stycznia to dni Donieckiego lotniska, w wiadonościach więcej mówią o Porcie Lotniczym «Donieck», staram się w tym okresie być w domu, daleko nie wybierać się, biorę dużo pracy, żeby nie było czasu myśleć o czymś innym… Na 22 stycznia zaplanowaliśmy spotkanie z żonami zginęłych, z dzieciakami. Kupiliśmy w sklepach kupony na odzież. Żeby to nie my daliśmy to, co uważamy za potrzebne, a mama kupiła to, co trzeba dla dziecka. Umówiliśmy się z Winnicą, że nie będziemy zapraszać wszystkich dzieci do Kijowa, a zrobimy akcję w Winnicy i Chmielnickim. Właściwie tam zamieszkuje większa część rodzin wojaków 90-go samodzielnego batalionu. Jescze mamy Czerkasy, Iwano-Frankiwsk, jednak tam są nie liczne rodziny, więc wyślimy te kupony po prostu pocztą.
— Wciąż mówi Pani o sprawach, ale nie o PLD…
— Musiałam dostać się właśnie pod donieckie lotnisko. Jednak nie znalazłam tam ani mojego męża, ani wieści o nim. Kiedy tan dotarłam już było lato, wszyscy wyszli. 91-a, 95-a brygady; weszła 93-a, a 54-a bodajże stała tam. Już nie było kogo się pytać. Pojeździłam, pooglądałam, porozmawiałam, zrozumiałam, że tamci ludzie nie mogą dać mi informacji, ponieważ przebywali tam wcześniej lub później. Poszłam porozmawiać z chłopakami, odpracowywałam jako wolontariuszka: jadę do Kijowa, mówią mi, że trzeba to i tamto, skoro jeździsz do nas, czy możesz to dla nas przywieźć. Zwróciłam się do wolontariuszy, którzy to wożą, i po prostu z nimi woziłam niezbędne rzeczy dla wojskowych. Niedawno zostałam nominowana na wolontariusza roku. Mówię: «Kto jest wolontariuszem? Ja jestem wolontariuszem? Nie. Jestem służącą. Służę sobie po cichu, nikomu nie przeszkadzam». Okazuje się, że to sie nazywa wolontariat… Słucham, co chłopaki z ChSR mówią mi robić, bo na razie trudno mi się pozbierać. Chociaż dużo czasu minęło. 10 lutego będzie już dwa lata. Telefonuję do Andrija: «Co dzisiaj trzeba robić?» Jesli nie napchałam dzień jakąś swoją pracą, mówi mi. Dobrze, że są tacy bracia, taka wspólnota, Kościół. Bo kiedy jest bardzo źle, idę do ojca Błażeja Suski i robi się lżej, wracam do domu zadowolona.
— Jakie są najczęściej zadawane pytania?
Pierwsze pytanie, które mi zadają: jak tam z gwałtami w armii: «Przecież jesteś kobietą, a tam tylu mężczyzn». Mieszkałam w kazarmie i nikt do mnie nie czepiał się. Wszystko zależy od tego, z jakim celem tam jedziesz.
Kiedy przyjechałam były próby podwalać się. Jednak kiedy powiedziałam, kim jestem i dlaczego tu jestem, że jestem żoną takiego samego mężczyzny jak oni, który bronił Ukrainy, a teraz nie wiem, gdzie jest; chcę go odszukać, tuż znaleźli się ochraniacze. Nie było tego powiedziano wprost, jednak wiedziałam, że ten, ten i tamten mnie pilnują.
Żadnego razu, ilekroć jeździłam, przebywałam w różnych jednostkach, — wcale nie było podobnych incydentów. Ale Pan Bóg naprawdę bardzo mocno mnie kocha… Piszą bowiem, że ktoś kogoś zgwałcił. Nie chcę twierdzić, że tam są źli faceci. Podobno z samobójcami: już są do tego doprowadzeni. Oni rozumieją, widzą, jak zabijają ich pobratymców, natomiast im strzelać nie wolno. Człowiek, który wie, co to jest prawda, honor, godność, nie rozumie, jak można patrzeć i nic nie robić. Kto zabrania? Ci, którzy są w Kijowie.
Jeden nasz dowódca (nie będę go nazywać po imieniu) powiedział tak. On złamał rozkaz. Kazano mu wycofać się, oddać pozycje, a oni dwa miesiące okopywali się. Wzmocnili się, dokonywali wydów. Później wszyscy tam weszli, broń dostarczyli, a im mówiono — idźcie z powrotem. A wracać — to tak 5 kilometrów posunęli się do przodu. On więc mówi: «Dlaczego muszę to robić? — Bo to jest rozkaz. — Czyj rozkaz? Z Kijowa». Na to on mówi: «Niech przyjdzie tu do mnie ten z Kijowa i odda mi rozkaz, wtedy wezmę chłopaków i cofniemy się. A dopóki jest w Kijowie, niech rządzi w Kijowie».
— Jak ta historia się skończyła?
— Szczerze mówiąc, nie wiem. Oni odbyli w całości swój okres, i za jakiś czas odeszli na rotację. A on tak i służy. Nasza władza ma w nosie wszystko, co tam się dzieje, jesli nie dotyczy to konkretnych zadań. Gdyby to było ważne, zostałby odsunięty. Jednak są mężczyźni, którzy rozumieją to i mogą powiedzieć: «Nie! Swoich chłopaków nie oddam. Jest rozkaz — idźcie i bierzcie jakieś miasto lub wieś. Po co? Nie mam odpowiednich sił, mam piętnaście osób, a tam sto lub dwieście osób z dobrym uzbrojeniem. Nie wykonujesz rozkazów? Nie wykonuję, bo to moi ludzie. Jeśli chcecie — przyjeżdżajcie, bardzo proszę iść z nimi, bo ja nie pójdę».
Andrij Czmiłenko, szef sztabu ChSR
Zobaczyliśmy jednego ducha, jeden zamiar.
— Jak się pojawił pomysł założenia ChSR?
Andrij Czmilenko: Pomysł pojawił się dzięki Igorowi Sztormowi. Igor Szulik w tym czasie był dowódcą pierwszego międzywyznaniowego batalionu i przeszedł od protestantyzmu do Kościóła katolickiego. Odbywały się pewne rzeczy w tym międzywyznaniowym batalionie, pojawił się pomysł zapoczątkować taką służbę w Kościele katolickim. W tym czasie byłem na froncie, walczyliśmy w okolicach Switłodarska, i wtedy zadzwonili do mnie chłopaki i spytali: czy dołączysz do nas, do naszego pomysłu, do naszego ruchu? Powiedziałem, że z wielką przyjemnością. Wróciwszy, załatwiłem pewne sprawy w pracy i teraz całkowicie przełączyłem się na pracę w Chrześcijańskiej Służbie Ratownictwa.
— Czy Pan osobiście służył w Siłach Zbrojnych czy też w jakimś batalionie ochotniczym?
Andrij Czmiłenko: w Siłach Zbrojnych. Po Debalcewem. Do tego czasu byłem w wolontariacie, a po Debalcewem zrorumiałem, że nie można już odkładać, więc poszedłem do wojkowej komendy. Dlaczego? Miałem pewne pytania do ochotniczych batalionów, więc oddałem przewagę Siłom Zbrojnym.
— Ile czasu Pan służył?
Rok dwa miesiące i sześć dni. Białocerkiewski Zenitowo Rakietowy Pułk Obrony Przeciwlotnieczej Wojsk Lądowych, zenitowo rakietowy kompleks «Osa». Zabezpieczaliśmy przednią krawędź. Takie buty. A pomysł jest taki: jest rozumienie tego, że bez chrześcijaństwa, bez Jezusa, bez nawrócenia do Boga w kraju nic się nie zmieni. Ono jest na tyle głębokie, że osobiście postanowiłem poświęcać cały swój czas Bogu. Niczym innym generalnie się nie zajmuję, ponieważ to, co przeżywają ludzie dookoła i co pozostawiają po sobie — to jest bardzo ważne. Tak sobie rozważam: no zarobię coś, wybuduję dom, kupię mieszkanie być może; dzieciom zabezpiecze wykształcenie ukraińskie lub zagraniczne, a i tak na ulicach będzie niebezpiecznie, niski poziom moralności, zaś wysoki poziom przestępczości. Komu więc potrzebna taka Ukraina?
Dlatego spotkaliśmy się, pomodliliśmy, zobaczyliśmy jednego ducha, jeden zamiar, i postanowiliśmy. W taki sposób, poprzez spotkania, modlitwy ukazuje się takie grono ludzi, nieobojętnych sytuacji, która obecnie wynikła w Ukrainie. Ludzi nieobojętnych do Pana Boga, do tego co przemawia w swoim Słowie, do tego, czego nas uczy Kościół katolicki — osiągać Boga w naszym życiu. Co robimy? Zaczęliśmy jeździć na Wschód. Ci, którzy jeździli, nadal to robią. Poprzez modlitwę, poprzez zrozumienie stanu rzeczy, jakoś tak przyszliśmy do wniosku, że właśnie przez takie wyjazdy i przyjazdy, czegoś wielkiego nie osiągniemy. Pewnie, że przyjechaliśmy, pocieszyliśy ludzi pomocą humanitarną, wsparliśmy modlitwą, i tyle. Ludzie pozostają sami…
— Czy może Pan podać liczby, naprzykład, ile osób należy do ChSR, ile było wyjazdów?
Przede wszystkim, ChSR składa się z korpusu kapelanów wojskowych. To kapelani, którzy zaczynając od roku 2014, niektórzy od czasów Majdanu, towyrzyszyli ochotnikom oraz Siłom Zbrojnym Ukrainy. Oni opiekowali się Siłami Zbrojnymi oraz Gwardią Narodową. Teraz mamy pododdział księży, kapelanów cywilnych, którzy opiekują się cywilną ludnością i ratownikami. Wierni, którzy nie mają święceń kapłańskich, należą do innego pododdziału. Jeszcze mamy tzw. pododdział wolontariuszy «Tył ludowy». Oni zabezpieczają wsparcie informacyjne, zbierają środki, pomóc humanitarną, a później przekazują to w najbardziej nędzne dzielnice, ludziom w potrzebie. Również jest pododdział modlących się. W tym momencie, ogólna liczba uczestników, wraz z modlącymi się, wynosi około 80 osób.
Imiona i wspomnienia
— Ile razy potrafiliście zrobić takie wyjazdy?
Andrij Czmiłenko: No, nie liczyliśmy. Sporo… Od roku 2014, czy jako ChSR przez ostatni rok? ( Zwraca się do Igora).
Igor Sztorm: Statystyk nie było, ile było wyjazdów kapelanów, ale one zaczęły się od lipca 2014. Wtedy byłem dowódcą pierwszego korpusu… On nie nazywał się międzywyznaniowy, a nosił nazwę Batalionu Kapelanów Wojskowych. To pierwsza formacja, założona na początku wojny, do niej byli zaliczani kapelani różnych denominacji: baptyści, zielonoswiątkowcy, charyzmaci — wtedy wpadliśmy na pomysł zmienić nazwę na „międzywyznaniowy batalion”, ponieważ wyznań było wiele. W tym czasie, jesienią, katolików jeszcze nie było. Byli prawosławni Patriarchatu Kijowskiego. A później powoli sprawy sie potoczyły: spotkałem się z Lubomyrem Huzarem. Ja wraz z o.Romanem Łabą mieliśmy to spotkanie. Przedyskutowaliśmy, a następnie zaczęli włączać się kapelani łacińscy, właćnie o.Roman Łaba poszedł do mojego batalionu. Był to pierwszy kapelan Kościoła rzymskokatolickiego w tym czasie. I zaczęliśmy pracować czy też służyć, by tak rzec, w nabardziej niebezpiecznych punktach. To były wyjazdy do miejscowości Weseła Gora (ona już oddawna nie nasza), do Szczastia, — a i Szczastia też już nie nasze. Później była Wołnowacha, Pisky, mieliśmy dość dużo rotacji na Donieckie lotnisko. Kapelani-cybordzy, jeśli słyszeliście o nich — tak, to był nasz batalion, który zaczął dokonywać wyjazdów rotacyjnych do PLD. I we wszystkich takich jak Toneńke, Opytne, Pisky — we wszystkich takich punktach, bardzo trudnych, byliśmy. Również batalion „Donbas”. Od 2014 roku mieliśmy kapelana w batalionie „Donbas”. I w batalionie „Ajdar” był Walentyn Serowecki, który zaczynał u nas. On był baptystem, ale później Bóg dotknął jego serca i on przeszedł na prawosławie do Kijowskiego Patriarchatu. Błogosławił jego Filaret (zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego — redakcja). U nas tutaj w tym okresie wojny kilku kapelanów zostało prawosławnymi, kilku katolikami.
Ja też byłem w charyzmatycznym protestanckim ruchu przez 23 lata. Wojna zmieniła moją wizję Słowa Bożego, Kościoła. Ksiądz był na majdanie, rozumie mnie: gdy masz do czynienia z prawdziwym życiem, ze śmiercią — bardzo to zmienia teologię, zrozumienie Słowa Bożego oraz zrozumienie samego Pana Boga. W pewny sposób niektóre rzeczy stają się dla ciebie żywe, prawdziwe. Dla tego miałem duże zmiany w moim sercu, więc w roku 2015, wiosną, ja rozpocząłem przygotowania do sakramentu inicjacji z o. Romanem Łabą. Ojciec Łaba był moim pierwszym mentorem, jestem bardzo wdzięczny Bogu za niego. W rzeczywistości to on wprowadził mnie do Kościoła katolickiego. Przyjmował mnie abp Piotr Malczuk, nie żyjący już.
— Wydaje mi się, to było na Zmartwychwstanie…
Igor Sztorm: Tak, to było na Wielkanoc. Ja wraz ze swoim kolegą (on był pomocniczym bskupa u zielonoświątkowców) przeszliśmy do Kościoła katolickiego. On odpowiadał za taktyczną medycynę. Pomysł założenia ChSR powstał jeszcze zimą 2014-2015. Mój kolega (kryptonim Architekt) człowiek, który był na Donieckim lotnisku, został poważnie ranny i dostał nerwicę wojenną. On jest starszym diakonem baptystów. Po rotacji więc wyjehał z Donieckiego lotniska, ale kontaktowaliśmy z nim. Najpierw był pomysł założenia chrześcijańskiego oddziału ds. sytuacji nadzwyczajnych.
Ktoś mi powiedział, że ratownicy ministerstwa ds sytuacji nadzwyczajnych gdzieś tam byli, ale ja dokładnie wiem, i moi znajomi mi mówili, że oni są tacy śmiali chłopi, że aż nigdy nie byli na czerwonej linii, wcale w czerwonej strefie, nigdzie nie byli. Podobno Ilowajsk, Debalcewe, no i pewnie, Donieckie lotnisko. Byli gdzieś tam w strefie zielonej, tam stali, niby nawet kogoś wywozili stąd… Jest jedna taka fundacja w Charkowie, dobroczynna, no to tam zwykli chłopaki wyciągali z czerwonej strefy rannych i zabitych, zaś ratownicy MSN już od nich przekazywali dalej, natomiast sami tam nie wjeżdżali. Powiedziałem swojemu kolegowi, że ze względu na to mamy wielki potencjał we wszystkich kierunkach, a do tego duchowy — wierzymy w Pana Boga, wierzymy, że możemy znaleźć zmianę temu pośmiewisku. Tak uważam…
— Czemu? Ministerstwu ds. sytuacji nadzwyczajnych?
MSN… Przecież ono powinno reagować, na to było założone, na te różne rzeczy związane z katastrofami, z wojnami. Oni muszą być tam, a nie siedzieć tam gdzieś w Kijowie, czyż nie?
— Tym bardziej, gdzy wziąć pod uwagę fakt, że nie mówimy o wojnie ogłoszonej, ale o tzw. operacji antyterrorystycznej.
Owszem, dobrze ksiądz mówi, nie wojna, ale operacja antyterrorystyczna. Tylko że w tej operacji giną ludzie, wielki haos wsród cywilów, a MSN tam nie ma. To jedna strona, a druga — naprzykład od Berdiańska do Szyrokina i Wołnowachy, akurat tym latem przejeżdżałem — widzieliście gdzieś tych ratowników? Dlatego więc powstał pomysł zrobić alternatywę, tylko żeby pracownicy takiej służby ds. sytuacji nadzwyczajnych byli chrześcijanami, byli wierzącymi. Ponieważ, uważam, że mamy dość potencjału, żeby założyć normalną chrześcijańską służbę, która będzie pracować. Mamy plany, mamy perspektywy. Wojna prędzej czy później się skończy, daj Boże, żeby prędzej, ale jest perspektywa pracy w ATO, od tych najtrudniejszych regionów, a potem rozszerzalibyśmy się na te mniej trudne. Na przykład, wiem, że nasza praca jest potrzebna, wszędzie jest ruina. Istnieje szereg dużych problemów z bezdomnymi, dziećmi, ktore próbują narkotyków. Dlatego zaczęliśmy z najbardziej skomplikowanych sektorów, z obwodu Donieckiego, bo już mamy doświadczenie pobytu tam. Byliśmy tam kapelanami, byliśmy tam na wojnie i dobrze znamy lokalnych ludzi, co w nich siedzi, znamy miejscowych deputowanych.
Ale tu mamy bardzo interesujący szczegół. Już wspomniałem o rozmowie zimą lat 2014-2015, jednak realizacja projektu — chyba na to była wola Boża — zaczęła się dopiero kiedy przyszedłem do Kościoła Katolickiego. Ta prawdziwa realizacja, na wszystkich poziomach. Tutaj jest Andrij Olenczyk, który był kierownikiem wspólnoty «Maranatha». Porozmawialiśmy, i to głęboko zapadło w moim sercu. Mówi: «Róbmy to! Jakie mogą być pytania? Jeśli trzeba Donieck, Ługańsk, tam wszędzie są kapelani, tam wielu mnie zna, wielu znam ja. No, zaczynajmy. Ale zacznijmy nie od Kijowa lub Iwano-Frankowska, tylko od Doniecka, Ługańska, tam gdzie najtrudniej, gdzie jest bardzo dużo problemów, gdzie ludzie cierpią, gdzie ludzie zazwyczaj nawet nie słyszą Słowa Bożego, bo tam wcale nie ma kościołów».
Z tym więc zaczęliśmy, od najtrudniejszych regionów: od Szyrokina, Berdiańska, potem Awdijiwki, — zaczęliśmy po trochę rozwijać się. Teraz lokujemy pododdział w Marjince, już są w Starobilsku, Stanicy Ługańskiej.
— Szczęść Boże wam w waszej pracy!