Wywiad

Budować mosty między Wschodem a Zachodem, — ks. Leszek Kryża TChr

Ви також можете прочитати цю статтю українською мовою

02 maja 2018, 16:31 1244

Dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski ks. Leszek Kryża TChr rozmawia z CREDO.

Jak i dlaczego Kościół Katolicki w Polsce pomaga Kościołom byłego związku radzieckiego, od Ukrainy i Białorusi do dalekiej Syberii, Kazachstanu i Tadżykistanu, dlaczego ksiądz osobiście tak ubolewa za wschodnią sprawę oraz jak to jest słuchać nocnych pocisków w Doniecku i przejść Drogę Krzyżową wzdłuż linii frontu.

— Proszę księdza opowiedzieć o działalności Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie.

— Wszyscy pamiętamy rozpad związku radzieckiego i możliwość odrodzenia się Kościoła katolickiego za wschodnią granicą. Wtedy biskupi polscy pomyśleli, że muszą jakoś na to zareagować. Jedną z reakcji było powołanie do życia Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie, który miał właśnie świadczyć pomoc. Świadczy od początku samego i to w różnej formie i jak zresztą podkreślają sami biskupi, tą pierwszą i największą pomocą oczywiście było to, że na tereny, gdzie rzeczywiście nie było duchowieństwa, wysłano z Polski księży i siostry zakonne. To była ta pierwsza i najważniejsza pomoc, ale za tym też musiała iść pomoc materialna. Dlatego w każdą drugą niedzielę adwentu w Polsce i nie tylko w Polsce, bo również na placówkach polonijnych, odbywa się zbiórka.  Zbiórka jest przeznaczona na realizację projektów, które do nas napływają ze wszystkich krajów za wschodnią granicą. Moglibyśmy tutaj wymieniać po kolei, mówiąc ogólnie, wszystkie kraje byłego związku radzieckiego. Chociaż nie lubię już tego sformułowania, bo to już jest historia. Docieramy więc z tą pomocą i na Litwę i na Łotwę, do Białorusi, Ukrainy, Rosji, do tej dalekiej syberyjskiej Rosji, do Kazachstanu i do wszystkich krajów Azji Środkowej. A więc jest rzeczywiście spory teren i tych liczb jest bardzo dużo. Każdego roku staramy się realizować około 400-500 różnych projektów. Jest tego rzeczywiście dużo i staramy się prawie na każdy projekt odpowiedzieć pozytywnie. Oczywiście na tyle, na ile naszą fundację stać, a głównie chodzi o to, żebyśmy byli takim pomostem. Bo nie chodzi tylko o to, żebyśmy tylko oddawali pieniądze i nic poza tym, — chodzi o budowanie wzajemnych relacji. Ja widzę, że teraz idzie jakby coraz bardziej w tym kierunku, bo coraz więcej ludzi z Polski wyjeżdża na Białoruś, do Ukrainy, Kazachstanu, nawet na Syberię i wracając stamtąd wracają zupełnie z innym nastawieniem, z innym myśleniem. I to jest dla mnie najcenniejsze!

— Jakie inicjatywy wspiera Zespół?

— Udało nam się teraz zorganizować tak zwany most modlitewny. Na razie pomiędzy parafiami w Polsce i parafiami na Syberii. Tym mostem modlitewnym objęliśmy około 10 parafii i ludzie z polskich parafii wyjeżdżają na daleką Syberię. Syberię, która często kojarzy się (bo jesteśmy niewolnikami stereotypów), że daleko, biednie, zimno i td. Wracają stamtąd z zupełnie innym myśleniem, że tam też żyją ludzie, że mają swoje radości i smutki, że miło jest tam być, że oni też dużo nam dali, nie to że tylko my jedziemy i dajemy, ale my dużo otrzymujemy. Mało tego, często otrzymujemy o wiele więcej, niż to, co potrafiliśmy dać. To są moim zdaniem największe wartości. I między innymi temu też służy nasz zespół, żebyśmy wybudowali te wzajemne relacje. Relacje, które są ponad podziałami, bo wiem, jak wygląda polityka, wiem, jak wyglądają różne inne zaszłości historyczne, ale chcemy być jakby ponad tym wszystkim — budować to, co się da na tych wszystkich płaszczyznach. Dla nas taką płaszczyzną budowania tych pomostów jest wspólnota parafialna. Dlatego naszą wspólną pomoc kierujemy do wspólnoty parafialnej, do poszczególnych proboszczów zakonnych i chcemy wspierać te wszystkie dzieła, które oni tam na miejscu realizują. Dla nas jest to pewnego rodzaju pewność, że rzeczywiście te pieniądze zostaną dobrze spożytkowane. 
Oczywiście angażujemy się w to, żeby wspierać media katolickie — i to w różnych krajach i w różnej formie. Wspieramy też ogromną ilość dzieł charytatywnych. Dla mnie osobiście kiedy jadę tam za wschodnią granicę, widzę, że tam, gdzie Kościół katolicki jest w absolutnej mniejszości, ta cała działalność charytatywna jest znakiem rozpoznawczym tego Kościoła. Naprawdę, podejmuje się takie działania, których nikt inny nie podejmuje. Zawsze uważałem i teraz uważam to bardzo konstruktywne. Piękne jest to, że te działania są też ponad podziałami. Kiedy, na przykład, się odwiedza dzieci w szpitalu górniczym. Byłem tego świadkiem, że nikt tam nie dociera, a siostry zakonne docierają. I nikt nie pyta, czy to dziecko jest prawosławne, muzułmańskie, wierzące czy niewierzący. Jest dziecko, które potrzebuje pomocy, odwiedzin, rozmowy i td. I to jest fantastyczne. Jako Zespół Pomocy na Wschodzie staramy tam wchodzić i wspierać. 

Oczywiście, wspieramy różne inne akcje, jak chociażby domy samotnej matki, które są czymś niesamowicie ważnym. Wspieramy nawet „okno życia”. Na razie chyba jedno udało się uruchomić za wschodnią granicą, i to w Rosji. Nie wiem, czy ono jeszcze funkcjonuje, bo zdaje się, że zostało niestety zamknięte. Ale to było wtedy wydarzenie niesamowite… Myślę że to jest perspektywa, o której warto pomyśleć na przyszłość. Takie „okno życia”, które w Polsce naprawdę zdaje egzamin, bo już w kilku miejscach takie okno życia jest i zawsze jakieś życie uda się uratować. Potem jest wielka radość: matka jest spokojniejsza, bo nie dokonała rzeczy najstraszniejszej i my jesteśmy radośni, no bo to życie zostało uratowane. Myślę że to sprawa, o której warto pomyśleć i którą warto wspierać. Właśnie w tym kierunku staramy się te nasze projekty realizować.

— Trudno nie zauważyć osobiste zaangażowania księdza w te sprawy…

— Tak, to prawda. Powiem szczerze, że nie mam żadnych korzeni wschodnich ani żadnej rodziny poza wschodnią granicą. Jestem z pochodzenia z Kaszubów. Urodziłem się nad polskim morzem Bałtyckim. Ale tak się jakoś od początku moje powołanie poukładało, że zostanę związany niby przypadkowo (ale wiem, że nie ma przypadków) właśnie ze Wschodem. Już jako diakon w roku 1990 miałem okazję jechać właśnie do Winnicy i tam spędziłem pierwszą swoją miesięczną praktykę i to w kościele, który obecnie należy do ojców kapucynów. Wtedy my jako chrystusowcy ten kościół przyjęliśmy. Właściwie wracaliśmy go do normalnego kultu. Pamiętam jeszcze osobiście, mieliśmy rozmaite stropy, którymi były podzielone piętra. To było dla mnie niesamowite doświadczenie. No i wyjazdy. Wtedy jeszcze pierwsze wyjazdy do tych wiosek, do tych miejscowości, które były wokół Winnicy, — nigdzie jeszcze kościołów nie było albo były świeżo oddane lub zrujnowane. Pamiętam pierwszą mszę świętą w Telepeńkach, na przykład. To było dla mnie było niesamowite przeżycie. Kiedy w kościele, który był zamieniony w młyn, jeszcze na tych wszystkich korytach i żarnach zrobiono ołtarz. Po tym doświadczeniu gdzieś ten, nazwijmy to, wschodni bakcyl chwyciłem. 

No i potem życie się potoczyło normalnie. Wtedy mój przełożony generalny wymyślił, że skoro byłem jako diakon za wschodnią granicą, to może bym się zajął właśnie posługą naszych współbraci chrystusowców za wschodnią granicą. Przede mną więc otworzyła się ogromna działka, bo wtedy chrystusowcy pracowali w Białorusi, Ukrainie i Kazachstanie. Przez wiele lat krążyłem między tymi terenami różnymi środkami lokomocji. Mam też takie krótkie wspomnienie. Pamiętam moją pierwszą wyprawę do Kazachstanu. Wtedy z Warszawy jechaliśmy pociągiem 5 dni. 
A potem byłem duszpasterzem w Niemczech,  przez 9 lat służyłem wśród Polaków na Węgrzech, no i wreszcie powrót do tego, co tak naprawdę było gdzieś tam od początku, do posługi Kościołowi na Wschodzie. 

— Teraz ksiądz często przyjeżdża do Ukrainy, i o ile wiemy, bywa na Donbasie, gdzie toczy się wojna…

— Staram się docierać. Taką przyjąłem zasadę, żeby jechać tam, gdzie idzie nasza pomoc. W większości staram się docierać do tych miejsc, żeby zobaczyć, jak to wszystko wygląda, jak to funkcjonuje, bo potem jest zupełnie inaczej. Inaczej się czyta nawet tę prośbę, która do nas przychodzi. Bo już wiem, skąd ona jest, jak to wygląda tam na miejscu. Znam bardzo wielu kapłanów stamtąd: z Białorusi, Ukrainy, Kazachstanu. Relacje z nimi są zupełnie inne. To nie jest takie czyste urzędowe spotkanie, że jest podanie — jest odpowiedź, i na tym nasz kontakt się skończy. Zawsze jest ciąg dalszy.  Rzeczywiście, miałem okazję być w Doniecku i to całkiem niedawno. To nie było takie proste, ale udało się te wszystkie bariery pokonać i dotrzeć do Doniecka i spotkać się nie tylko z księdzem, który tam pracuje. A pracuje tam ks. Mikołaj Pilecki, mój współbrat chrystusowiec, który będąc jeszcze klerykiem, bardzo często pomagał w tych wszystkich wyprawach na wschód Ukrainy. Wrażenie, rzeczywiście, niesamowite. Ten Kościół trochę przypomina mi Kościół pierwotny: grupa ludzi, dla których msza święta, niedzielne spotkanie to naprawdę niesamowicie ważne wielkie wydarzenie. No i wieczór. Kiedy robi się ciemno, nawet nie trzeba okna otwierać — do samego rana słychać strzały i wybuchy. Rano znowu wszystko się kończy, a wieczorem zaczyna się odnowa. To wszystko robi smutne wrażenie. Ale ja się cieszę, że ta parafia funkcjonuje, że w każdą niedzielę ludzie mogą się gromadzić na mszy świętej, w ogóle się modlić. I to się nie kończy tylko na mszy świętej. Ona ma swój ciąg dalszy poprzez spotkania, rozmowy, których moim zdaniem, ludzie bardzo potrzebują. Bardzo mi miło, że my jako Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie również w takich sytuacjach możemy uczestniczyć i pomagać.

— Pomoc także dostają strefy przyfrontowe?

— Miałem też okazję odwiedzić dwa razy całą linię frontu. Udało się przejechać od Mariupola aż do Charkowa poprzez Pokrowsk i wszystkie inne miejscowości po drodze. Te spotkania były niezwykle: kiedy nieraz parę kilometrów dzieliło nas od linii frontu. A nawet mieliśmy okazję przejechać tę Drogę Krzyżową: nie wiem, czy wiecie, ale jest taka Droga Krzyżowa ustawiona wzdłuż linii frontu. Jest międzywyznaniowa, bo postawiona przez grekokatolików i rzymskich katolików. I to też takie było niezwykłe doświadczenie… 

No i parafie, które oczywiście nie tylko zajmuaj się swoimi parafianami, ale właśnie muszą się bardzo mocno otworzyć na tych, kto przybywa zza linii frontu I to jest dla nich szczególne zadanie, na pewno nie łatwe, ale ja się cieszę, że tych zadań się podejmuje. Centrum, które działa w Charkowie — centrum medyczne — jest naprawdę niesamowite. Można długo opowiadać, jak te parafie nie tylko zajmują się właśnie sobą albo tymi swoimi wiernymi, ale otwierają się na pomoc też bardzo wielu innym ludziom, którzy pomocy potrzebują. Staramy się również w tej pomocy uczestniczyć.

— To też jest budowaniem takiego mostu, o którym ksiądz mówił wcześniej?

— Tak, to jest absolutnie tak. Na tyle, na ile się da wybudować. No wiadomo, że wszystkiego się nie da. Jesteśmy różni, mamy swoje podziały, pęknięcia, różnice i pewnie jakoś mamy do tego prawo. Ale są pewne obszary, na których można coś wspólnego zbudować, naprawdę są. I my właśnie jako zespół staramy się gdzieś tam te obszary odnajdywać i na nich budować. Dla mnie zawsze najcenniejsze jest to, kiedy ludzie z zupełnie innym nastawieniem wyjeżdżają za wschodnią granicę, doświadczają czegoś zupełnie innego i wracają takimi troszeczkę nawet orędownikami tej „wschodniej” sprawy.

— A jaka jest praca w krajach muzułmańskich? Przecież Kościół nie może tam działać otwarto.

— No tak, to rzeczywiście wybitne doświadczenie. Tam po pierwsze, Kościół jest minimalną mniejszością; po drugie, tak naprawdę nie może na zewnątrz za bardzo funkcjonować, w sensie, że nie może żadnej manifestacji wiary tutaj okazywać, więc funkcjonowanie Kościoła nie jest proste. To teren bardzo delikatny, ale jedno jest ważne, że Kościół w ogóle funkcjonuje i że ci, którzy do tego Kościoła chcą trafić, trafić mogą i że Kościół też robi swoje zadanie i mało tego, on już coraz bardziej zaczyna być nie ciałem obcym, niechcianym, tylko rzeczywistością, która już się wpisuje w cały ten krajobraz. W minimalnym stopniu, ale już jest zaakceptowany. Ja myślę, że głównie dzięki dziełom charytatywnym, które są ponad podziałami. Ludzie widzą, że Kościół Katolicki, że członkowie Kościoła Katolickiego — siostry, kapłani i wierni (bo to nie jest tak, że tylko siostry i księża robią całą robotę, wielu wiernych ma ogromne zaangażowanie) — potrafią się pochylić tak samo nad dzieckiem polskiego pochodzenia czy rosyjskiego, muzułmaninem, katolikiem czy prawosławnym — to kruszy mury. Oczywiście, nie ma od razu: „Hurra, jesteście cudowni!” Są problemy i pewnie jeszcze długo będą, ale to sprawia, że gdzieś tam znajduje się taka ścieżka, gdzie ten Kościół może funkcjonować. I to jest dla mnie wielką radością. Te Kościoły mniejszościowe, nazwijmy je tak, staramy się też obejmować naszą opieką. 

Niedługo po przyjeździe z Kazachstanu (bo teraz będę leciał do Kazachstanu) wybiorę się właśnie do Azerbejdżanu, żeby zobaczyć, jak tamtejszy Kościół Katolicki funkcjonuje. Tam od niedawna został ustanowiony biskup — pierwszy biskup Kościoła Rzymskokatolickiego w Azerbejdżanie. Tak się umówiliśmy — on chce mi pokazać, jak ten Kościół tam funkcjonuje od środka. Biskup, który ma do dyspozycji na cały kraj zaledwie sześciu kapłanów i trzy siostry zakonne! Tak wygląda rzeczywistość tego Kościoła. Ale on funkcjonuje i myślę, że ma do odegrania bardzo ważną rolę na tamtych terenach.

— Jakie jeszcze kraje otrzymują pomoc Kościołowi na Wschodzie?

— Wszystkie kraje Azji Środkowej, związku radzieckiego. Oczywiście, są różne proporcje, bo wiadomo, jak wygląda struktura Kościoła Katolickiego chociażby w Białorusi czy Ukrainie. Jaka jest ilość parafii, ilość wiernych i td. A zupełnie inaczej wygląda to na przykład w Gruzji czy chociażby w Azerbejdżanie, Uzbekistanie czy Tadżykistanie. Proporcje więc są bardzo różne, ale to nie jest tak, że z nimi nic nie mamy do czynienia. Wręcz przeciwnie staramy się proporcjonalnie zauważyć i wspierać.

— Jakie największe dzieła wspiera Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie?

— To jest dosyć trudna sytuacja, bo musielibyśmy tutaj przytoczyć, że idziemy trochę taką linią, że nie wybieramy jednego dzieła, które wspieramy. Od początku wymyślono, że jeżelibyśmy mogli nazwać to wielkie dzieło pomocy na Wschodzie budowlą, to różne organizacje, szczególnie te wielkie niemieckie dają cegły, a my jesteśmy tymi, którzy te cegły staramy się trochę wypełnić zaprawą. Nasza pomoc w porównaniu jest niewielka, ale staramy się wypełnić te luki, które tamte fundacje nie głównie zapełniły. Główny akcent naszej pomocy to jest raczej pomoc charytatywna albo pomoc bardziej skierowaną ku drugiemu człowiekowi. To obejmuje też te sprawy formacyjne, bo to jest dla mnie też bardzo istotne, żebyśmy formowali ludzi. Budujemy piękno wieczne, remontujemy i to jest wspaniałe dzieło. Pamiętam właśnie ten mój pierwszy wyjazd z 1989 roku a ostatnie wyjazdy. To tak jakbym jechał do zupełnie innego świata. Ale właśnie teraz całą troskę musi skupić na tym, żeby te obiekty żyły i żeby tam był człowiek żywy, prawdziwe uformowany. Dlatego wszystkie inicjatywy sprzyjają formacji młodego człowieka i nie tylko młodego człowieka. Staramy się wspierać ogrom dzieł charytatywnych. Jeżeli ktoś by się pytał, w czym tak najbardziej pomagamy, to właśnie w tej chwili robimy wszystko, żeby te miejsca kultu, te piękne nasze obiekty naprawdę żyły.

— Jakie są owoce tej długoletniej pracy?

— Powiem tak —  bardziej zauważam owoce pracy sióstr zakonnych i duszpasterzy tam, za wschodnią granicą. Bo ja te owoce widzę tu, w Polsce. Szczególnie teraz.

Ukraina jest świadoma tego, że bardzo wielu młodych ludzi wyjeżdża do Polski. I akurat tak się złożyło, że od kilku lat zajmuję się też młodymi ludźmi, którzy właśnie zza wschodniej granicy — z Ukrainy, Białorusi, Rosji i td.— przyjechali tutaj do Polski, żeby studiować. I oni się odnajdują tutaj, w naszym Kościele. Oni są w różnych grupach i wspólnotach. Dla mnie to jest bardzo piękne świadectwo. To jest owoc pracy tych już dwudziestu kilku lat tam za wschodnią granicą, że ci młodzi ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski, nie mówię że 100%, ale spory procent, odnajduje się w ramach naszego Kościoła w Polsce. Często stają się bardzo cennymi członkami różnych wspólnot i organizacji. I to jest owoc naszej pracy za wschodnią granicą przez te dwadzieścia parę lat i myślę, że też powód do radości, dumy i satysfakcji.
 

Інші статті за темами

ПЕРСОНА

Leszek Kryża TChr

МІСЦЕ

Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.

ПІДТРИМАЙТЕ CREDO
Шановні читачі, CREDO — некомерційна структура, що живе на пожертви добродіїв. Ми з вдячністю приймемо Вашу допомогу. Ваші гроші йдуть на оплату сервера, роботу веб-майстра та гонорари фахівців. Переказ через ПриватБанк: Пожертвування можна переказати за такими банківськими реквізитами:

5168 7427 0591 5506

Благодійний внесок ПРИЗНАЧЕННЯ ПЛАТЕЖУ: Добровільна пожертва на здійснення діяльності часопису CREDO.

Інші способи підтримати CREDO: (Натиснути на цей напис)

Щиро дякуємо читачам за жертовність усім, хто нас підтримує!
Підпишіться на розсилку
Кожного дня ми надсилатимемо вам листи з найважливішими та найцікавішими новинами

Spelling error report

The following text will be sent to our editors: