Ciąg dalszy rozmów z ks.dr Kszysztofem Szeblą, wykładowcą Wstępu do liturgiki w WSD św. Józefa we Lwowie-Brzuchowicach:
Laudetur Iesus Christus!
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Moi drodzy, zaczynam tę naszą audycję od pozdrowienia w jezyku łacińskim, bo chciałbym abyśmy w tej naszej refleksji nad liturgią przyjżeli się do niej przez pryzmat języka, którego używano w liturgii i, jak wyjdzie z dzisiejszej audycji, powinien nadal być używany.
Otóż język łaciński przez wieki był językiem Kościoła, językiem liturgii, językiem modlitwy. W tym momencie przypomina mi się pewne wydarzenie, którego świadkiem był jeden z wykładowców naszego lwowskiego seminarium i które miało miejsce w jednej z wiosek rumuńskich, w której mieszkali przesiedleni niegdyś Polacy. Rozmawiał przez tłumacza z pewną panią i ona powiedziała, że po polsku pamięta tylko jedną modlitwę, której nauczyła ją babcia i okazało się, że to Pater Noster. No i to pokazuje, że nawet ludzie prości używali łaciny, by się modlić. Łacina zawsze była wspólnym jezykien Kościoła łacińskiego na całym świecie. I człowiek, gdziekolwiek by pojechał, to uczestnicząc we mszy nie miał dylematów, czy uczestniczył w pełni czy nie, bo język mszy świętej był wspólny dla całego Kościoła katolickiego.
Tak więc wchodzimy w problem języka liturgii. Można by było podejśc liturgistycznie i powiedzieć, że językiem liturgii Kościoła katolickiego była greka, która dopiero w IV-V wiekach zaczęła być zastępowana językiem łacińskim i potem już tylko pewne elementy greckiego, lub języka hebrajskiego pozostały – jak chociażby „alleluja”, „amen” albo „hosanna” i greckiego „kyrie eleison”. Język łaciński był językiem, którym posługiwano się i na ulicy, i w urzędach, i w liturgii jako językiem wszystkim zrozumiałym i tylko wieki potem zaczął on nabierać wymiaru bardziej sakralnego, jak hebrajski u Żydów.
Więc aż do reform Soboru Watykańskiego ІІ łacina była używana w Kościele katolickim nie tylko jako język liturgiczny, ale także i dyplomatyczny. Nawet po reformacji używano tego języka, bo wydawane nim były książki z literatury światowej. Jan Sebastian Bach, na przykład, w swoich prywatnych księgozbiorach połowę książek miał po łacinie. Po soborze nastąpił pewien kryzys językowy, takie przesilenie, mimo że w kostytucji soborowej w p. 36, § 1 powiedziano, iż w obrządkach Kościoła zachodniego językiem liturgii pozostaje łacina. Dopiero § 2 mówi, że dla dobra wiernych, żeby uczestnictwo było pełne i bardziej głebokie dopuszczono języki narodowe. I oczywiście są wymienione wszystkie warunki. Ale gdy na moment powrócimy do naszej pierwszej audycji, do kwestii, do kogo jest skierowana liturgia, to zauważymy, że mogą być pewne momenty, które moga być po łacinie i są też pewne fragmenty, które dobrze by były w językach ojczystych dla lepszej komunikacji. Bo kryzys pojmowania liturgii, o którym już mówiliśmy jest związany z tym, że ludzie zapominają, że modlimy się do a nie dla. Modlimy się do Pana Boga, a nie dla wspólnoty. A Pan Bóg rozumie we wszystkich językach. Tak więc reformy po Soborze Watykańskim II poszły, zaryzykuję tu twierdzenie, w kierunku wypaczenia tychże dokumentów. No i zrezygnowano z łaciny, a jak z łaciny to i z chorału gregoriańskiego, który jest po łacinie, a stał się w naszych czasach jakąś ciekawostką i muzyką medytacyjną, a był przeciez częścią liturgii łacińskiej.
Kiedy patrzymy na ten język dzisiaj i na liturgię trydencką, która jest w języku łacińskim, możemy się zastanawiać nad uczestnictwem wiernych – czy oni faktycznie owocnie uczestniczą? Ale trzeba wejść w rozumienie liturgii jako wydarzenia. Benedykt XVI w swojej książce „Święto wiary” mówi o tym, że nie jest potrzebne literalne rozumienie łaciny, wystarczy ogólne przeżywanie tego, co kapłan mówi, i wiedza tego, co się dzieje w danym momencie. Rozumiemy sens. I łacina pomaga w sakralnym przeżywaniu liturgii i wielu świeckich, usłyszawszy drugą modlitwę eucharystyczną mówi, że głębiej przeżyli mszę świetą. Dla mnie osobiście jak dla księdza, łacina służy takim elementem słusznego podziału, pomaga w zachowaniu hierarchii – kiedy wierni i kapłan w trakcie mszy mają podzielone role zgodnie ze swoim powołaniem i namaszczeniem. Często mamy sytuacje, kiedy w trakcie mszy ktoś z wiernych razem z księdzem konsekruje i spiewa prefacje, bo umie na pamięć.