Zauważyłeś błąd? Zaznacz fragment tekstu i naciśnij Ctrl+Enter.
W odległości 30 km od Lwowa i 30 km od granicy z Polską jest niewielkie przytulne miasto Żółkiew. Miasto o bogatej przeszłości historycznej.
Dziś, kiedy wojna w Ukrainie wykroczyła poza Donbas, mieszkańcy Żółkwi aktywnie tworzą najnowszą historię swoją wytrwałością, solidarnością i aktywną pomocą poszkodowanym przez wojnę. Zbierają i przewożą pomoc humanitarną do przyfrontowych terenów, przyjmują uchodźców i karmią ludzi stojących w kolejce do przekroczenia granicy.
Siostry św. Dominika, które posługują w mieście od około 20 lat i aktywnie prowadzą sobotnią szkołę dla dzieci i młodzieży, również nie odwracają się od ludzkiej nędzy. Ruszyły w stronę granicy — z gorącym jedzeniem i dobrym słowem.
Siostry Mateusza Trynda OP i Sara Ewa Łakoma OP opowiedziały, jak po raz pierwszy wyjechały do kolejki na granicy:
– Po raz pierwszy pojechaliśmy na granicę 26 lutego. Kolejka miała ponad 20 km. Wzięłyśmy barszcz, kanapki, kawę, herbatę i zaczęłyśmy podchodzić do ludzi. I tak rozpoczęła się nasza posługa. Jeździmy do granicy, gdy jest kolejka. Przygotowujemy barszcz, a nasi wolontariusze pomagają robić kanapki.
– Kto pomaga siostrom wszystko gotować?
– Pomagają nam nasi uczniowie, rodzice naszych uczniów, nasi parafianie — ale nie tylko. Ludzie z okolicznych wiosek przynoszą jedzenie, pieką bułeczki i ciasta. I dzielimy się tym, co mamy. W tym czasie rozdano ponad tysiąc porcji barszczu.
– Czego jeszcze oprócz gorącego jedzenia ludzie potrzebują w takich okolicznościach?
– Dobrego słowa, pocieszenia, zachęty. Są zmęczeni fizycznie i psychicznie, nie wiedzą, co na nich czeka i co będą dalej robić, dlatego trzeba z nimi porozmawiać, uspokoić. Także zabierałyśmy ze sobą słodycze, a czekolada sprawiała, że dzieci się uśmiechały, przez chwilę znów czuły się w zwykłym świecie. Dzieciom siedzącym w samochodach w tej kolejce rozdałyśmy kredki i kolorowanki zakupione i przywiezione przez naszych parafian. Szczególnie wdzięczne były matki, bo dzieci przez kilka dni siedziały w samochodzie, co jest bardzo trudne.
– Czy nie brakuje jedzenia?
– Dzięki naszym siostrom z Polski i Fundacji św. Dominika otrzymałyśmy już kilka ciężarówek pomocy dla uchodźców, dla wojska, dla najbardziej potrzebujących. Współpracujemy także z centralą humanitarną założoną w Żółkwi przez samych obywateli. Proszę sobie wyobrazić, że do tej siedziby codziennie przychodzi kilkaset osób, aby pracować, przyjmować, sortować i przeładowywać pomoc humanitarną, która codziennie wyrusza do Charkowa, Kijowa i tam, gdzie teraz jest bardzo ciężko. Niektórzy ludzie z tej centrali zajmują się uchodźcami: przyjmują i kwaterują ludzi w Żółkwi i jej okolicach. Około 1700 osób zostało już przyjętych. Wspieramy również żywnością dwie szkoły pod Żółkwią, w których mieszkają dzieci z Charkowa i Kijowa.
– Czy w tym dramatycznym czasie możemy mówić o jakichś pozytywach?
– Dziś widzimy owoce naszej 20-letniej pracy w tym mieście: większość z tych, którzy z taką pasją, oddaniem i otwartym sercem angażują się w wolontariat — to nasi uczniowie i ich rodzice; to są nasi absolwenci. Wszyscy chodzili do naszej szkoły w różnym czasie.
Siostry św. Dominika hojnie dzielą się darami, które otrzymują od przyjaciół w Polsce, nie tylko materialnymi, ale też duchowymi. Niestrudzenie modlą się za Ukrainę i jej wojsko, a ostatnio rozdawały różańce swoim podopiecznym wojskowym, którzy pójdą na front.
![](https://credo.pro/pl/wp-content/uploads/2022/03/Image00013-1-700x515-700x515.jpg)
Zdjęcie zrobione podczas wizyty w Żółkwi kardynała Konrada Krajewskiego, jałmużnika papieskiego